Daniel: cytatyLouis nagłym uściskiem zademonstrował Danielowi swoje nadnaturalne moce; wyssał go prawie na śmierć. Rany znikły, ale samo wspomnienie doprowadzało Daniela do szaleństwa. Dręczony przez gorączkę i majaki, przebywał ledwie kilkaset kilometrów dziennie. W tanich motelach, gdzie zmuszał się do przełknięcia kilku kęsów jedzenia, sporządzał duplikaty taśm z wywiadem i posyłał je do nowojorskiego wydawcy, tak że książka była w opracowaniu, jeszcze zanim stanął przed bramą Lestata. Ach, ta przenikająca dreszczem chwila, w której wahadło wspięło się do crescenda szaleństwa i poczęło ruch ku nowej namiętności - Daniel poprzysiągł sobie śledzić do krańców ziemi te blade zabójcze stwory, których istnienia objawił mu się jedynie rąbek. Być może przypominał badacza zagubionego w dżungli, który wycinając sobie drogę, nagle widzi mury bajecznej świątyni, płaskorzeźby obwieszone pajęczynami i pnączami; zapomina on o tym, że jeśli straci życie, nie zdoła opowiedzieć swojej historii; oto bowiem ujrzał na własne oczy prawdę. Mieszkał w tanim hotelu, parę domów od ruin starożytnych Pompei, czytając, pisząc, usiłując zrozumieć, co dał mu przebłysk nadnaturalnego; na nowo uczył się pragnąć, snuć wizje, marzyć. Nieśmiertelność na tej planecie jest jednak możliwa. Wiedział o tym bez żadnych wątpliwości, ale jakie to miało znaczenie, jeśli była dla niego niedostępna? Bywało jednak, iż płonął, tęskniąc za Armandem jak za eliksirem, bez którego nie potrafił już żyć. Brakowało mu mrocznej energii, która spalała go przez cztery lata. Śnił, że Armand jest blisko; budził się, łkając bezradny jak dziecko. Z nadejściem poranka był smutny, ale spokojny. Wspomnienie Louisa było jak halucynacja, jak coś widzianego w gorączce. Jedyną wyrocznią stał się dla niego Armand, bezlitosny i kochający niepodzielną miłością demoniczny bóg. Daniel czuł wielką radość, wielki, chłodny, upajający triumf. Więc jednak nadeszła wymarzona chwila i odnalazł się w straszliwym, niepowstrzymanym spadaniu czasu. Przestał być jednym spośród rojnych milionów, którym przeznaczony jest sen w tej mokrej wonnej ziemi, pod badylami połamanych kwiatów, bez imienia ni wiedzy, bez widoku świata. Daniel, układny i grzeczny, nie może już znieść mojej obecności, podobnie jak ja jego. Wypełniony moją krwią, nie może ścierpieć, gdy ktoś idiotycznie burzy jego plany na noc, miesiąc czy rok, zarazem jednak nie może znieść mojego towarzystwa, ja zaś nie czuję się dobrze, mając jego u boku. Moja miłość do niego nie była czysta, zawsze wiele w niej było pasji posiadania, a także nienawiści, jaką żywiłem do świata, wzmocnionej jeszcze przez charakter współczesnego świata, staczającego się od końca osiemnastego stulecia, gdy opuściłem krypty pod paryskim cmentarzem(...) |