Krew i Złoto: cytaty

tłum. Robert Lipski


To, co ujrzał, było wielką, skomplikowaną pajęczyną, siecią rozciągającą się we wszystkich kierunkach i wypełnioną mnóstwem migoczących, świetlistych punkcików. Pośrodku tej pajęczyny falował pojedynczy, silny płomień. Wiedział, że ten płomień to Królowa, pozostałe świetliste punkciki oznaczały zaś wszystkich krwiopijców. Gdzieś tam było także jego małe światełko. Opowieść o Świętym Ogniu była prawdziwa. Widział to na własne oczy. A teraz nadszedł czas dla nich wszystkich, aby poddać się mrokowi i ciszy. Nadchodził koniec.

Rozległa i niesamowita pajęczyna pojaśniała i zalśniła słabym blaskiem, płomień stanowiący jej środek eksplodował, a potem na dłuższą chwile wszystko ściemniało, on zaś poczuł w kończynach cudownie miłą wibrację, jaka często nawiedzała go, gdy pogrążał się w zwykłym śnie, i pomyślał: Ach, a więc to jest śmierć. Umieramy. I to bezboleśnie.

Lecz dla jego starych bogów to, co się działo było niczym Ragnarok, kiedy strażnik Asgardu, Heimdall, Ten, Który Niesie Światu Światłość, dmie w swój róg, wzywając bogów Aesirów, by stanęli do ostatniej bitwy. -My też odejdziemy, walcząc- wyszeptał Thorne w swojej jaskini.

[Thorne i wizja pajęczyny wampirów]


Sen jest twoim sprzymierzeńcem. Twoim przyjacielem. Marzenia senne to niepożądani goście. Leż cicho i nieruchomo, a w wkrótce znów ogarnie cię dawny spokój. Będzie niczym bóg Heimdall, zanim zadął w swój róg, tak czujny i uważny, że słyszał jak rośnie runo na grzbietach owiec i trawa na odległych stolicach, w krainach, gdzie stopniały śniegi.

[Thorne w swojej jaskini]


Przypomniał sobie członków swojego klanu, wbiegających po stoku na szczyt góry w poszukiwaniu rudowłosej wiedźmy, której jednak nie dane im było odnaleźć. Tylko Thorne ją widział. Thorne widział, jak wyłupiła oczy zabitego wojownika i włożyła je do swych oczodołów. Thorne widział, jak wracała pośród lekkiej śnieżnej zadymki do jaskini, gdzie zostawiła swoje wrzeciono. Thorne widział jak nawijała na kądziel złocistoczerwoną nić. Klan pragnął ją unicestwić, a on, uzbrojony w wielki topór, był jednym z tych, co jej poszukiwali.

[Thorne wspomina spotkanie z Maharet]


Pamięć jest przekleństwem, to fakt (...), ale również najwspanialszym z darów. Bo jeśli stracisz pamięć, stracisz wszystko.

[Thorne ]


Krwiopijców niekiedy pochłania to lub owo. Pamiętam, że wiele stuleci temu słyszałem opowieść o pewnej wampirzycy z Południa, której jedyną pasją było odnajdywanie na brzegu najpiękniejszej muszli, a każdą raz obejrzaną natychmiast odrzucała precz i szukała następnej.

[Mariusz do Thorne'a, w nawiązaniu do wyczynów Daniela]


Wypierałem się do cna mojej miłości i zazdrości. Wypierałem się druzgoczącego rozczarowania. Wmawiałem sobie: Jesteś na to za mądry. Niech to cię czegoś nauczy. Może ten młodzik wydobędzie z niej coś wspaniałego. Czyż nie jest boginią?

[Mariusz o swojej reakcji na Lestata całującego Akashę]


W złaknionym umyśle czy sercu nie ma miejsca dla poezji ani tym bardziej historii.

[Mariusz dywaguje nad kwestią twórczej działalności wampirów]


Byłem przekonany, że jest coś nienaturalnego, coś przerażającego i upiornego w sposobie, w jaki nieomal doskonale odtwarzałem ludzkie sylwetki, podobnie jak w doborze barw- nader jaskrawych i krzykliwych, które podkreślały wszystkie, nawet najdrobniejsze, niemal niedostrzegalne szczegóły. Najbardziej mierziła mnie własna skłonność do ozdobnych detali.

[Mariusz o swoim malarstwie]


Jesteśmy istotami nie z tego świata. Z jednej strony przeżywamy zbyt wiele, z drugiej zaś okazujemy za mało emocji.

[Mariusz o naturze wampirów]


Jesteś taką samą istotą jak ja. Jesteśmy potworami i możemy sobie pozwolić na drobne gesty czułości. Kimże są moi goście, jeśli nie czułymi, wrażliwymi istotami?

[Mariusz do Avicusa]


Ścieżka przeszłości jest ścieżką bólu i cierpienia!

[Avicus do Maela]


Pamięć tak rozpaczliwie stara się nas opuścić. Pamięć wie, że nie jestesmy w stanie znieść jej towarzystwa. Pamięć potrafi zrobić z nas skończonych głupców. Posłuchaj tylko starych śmiertelników, którym nie pozostało nic prócz wspomnień z dzieciństwa. Jakże często mylą tych, co są obok nich, z ludźmi, którzy od dawna już nie żyją, a w dodatku nikt ich nie słucha.

[Avicus do Mariusza]


O bogowie, cóż mogłem mu powiedzieć o wspaniałości tego olśniewającego dzieła? Jak miałem wyrazić przepełniające mnie uwielbienie i podziw?(...)
Odwróciłem się i ukląkłem, po czym ująłem jego dłonie i ucałowałem je najczulej, jak się odważyłem. Potem podniosłem się wolno jak starzec i stanąłem, by przez dłuższy czas kontemplować dzieło.

[Mariusz wyraża swój podziw dla talentu Botticellego]


Jak długo miałem się tym torturować? Jak długo mogłem przeżywać ten próżny entuzjazm, tę szaleńczą euforię, zanim powrócę do mej samotni, by zamknąć się w chłodnej, ciemnej krypcie? Umiałem wymierzyć sobie karę, czyż nie?

[Mariusz przytłoczony pięknem obrazów]


Jakie to cudowne uczucie umierać ze szczęścia po tak długim okresie samotności i niedoli, jak wspaniale jest móc podziwiać ten triumf formy i barw po tylu latach kontemplowania niepojętej dla mnie sztuki. Nie ma już we mnie rozpaczy. Jest tylko radość, nieustanna, niepohamowana radość.

[Mariusz nadal zachwyca się malarstwem]


Przez miłość do śmiertelników robisz z siebie głupca- napisałem- i to znacznie większego niż kiedykolwiek w przeszłości. Wiem bowiem, że wybrałeś tych chłopców, abyś mógł ich kształtować i szkolić, będzie w tym wszystkim miłość i nadzieja, a uczynisz to wszystko z wiarą, że któregoś dnia wyjadą na naukę do Padwy, jakby byli twoimi rodzonymi, śmiertelnymi dziećmi.

Co jednak, jeśli odkryją, że jesteś bestią w sercu i w duszy, i zaczną unikać twojego dotyku? Co wtedy? Czy wyrżniesz ich jak niewinne stworzenia, którymi są w istocie? To nie pradawny Rzym z milionami bezimiennych mieszkańców. To Republika Wenecka, to w niej rozgrywasz swoje gierki, tylko po co?

Dla koloru wieczornego nieba nad piazzą, które widujesz po przebudzeniu, dla kopuł kościołów skapanych w blasku księżyca? Dla barwy kanałów, które możesz oglądać jedynie przy świetle miesiąca? Jesteś zepsutą i chciwą istotą.

Czy sztuka da ci satysfakcję? Polujesz gdzie indziej (...) Sprowadziłeś wszakże do Wenecji zło, ponieważ jesteś zły, a w twoim pięknym pałacu rozpowszechniają się kłamstwa, żyjesz w kłamstwie, a kłamstwo prędzej czy później musi wyjść na jaw.

[fragment tzw. Pamiętnika Mariusza, w którym wini on sam siebie za chęć ponownego powrotu na salony :)]


Patrzył na mnie dumny i zuchwały nieśmiertelny, krwiopijca domagający się, aby świat przyznał należne mu miejsce, niepokorna, szalona istota dysponująca olbrzymia mocą, która mimo wszystko pragnęła egzystować pośród śmiertelników, z których się wywodziła.

[Mariusz patrzy na swój autoportret]


Wyobraź ją sobie jako posąg. Wyobraź sobie, że twoje zło będzie siłą, która skruszy ów posąg. Zobacz ją potem w kawałkach. I zrozum, że taki byłby skutek twego nieodpowiedzialnego działania.

[Mariusz gani sam siebie w pamiętniku za chęć przepoczwarzenia Bianki]


Jeśli nadejdzie koniec świata, powitam go godnie, odpowiednio ubrany na tę okazję, niezależnie od tego, czy stanie się to w blasku dnia czy w mroku nocy.

[Mariusz dandysem :)]


Pragnąłem tego chłopca za towarzysza, ponieważ na dobre zadomowiłem się w świecie śmiertelników.
Gdybym nigdy nie przestąpił progu pracowni Botticellego, ta szalona samotność nie zaczęłaby mi doskwierać. Mieszała się we mnie z miłością do sztuki, a przede wszystkim do malarstwa, i pragnieniem bliskości z tymi śmiertelnikami, którzy z lubością sycili się dziełami swych czasów, tak jak ja karmiłem się krwią!

[Mariusz o swoich motywacjach przemiany Armanda.]


Niezależnie od tego, jak długo istniejemy, mamy wspomnienia- punkty w czasie, których nawet on sam nie jest w stanie zatrzeć. Cierpienie może wpłynąć na postrzeganie pewnych zdarzeń z przeszłości, ale nawet ono nie potrafi odebrać niektórym z nich specyficznego piękna i nieopisanego splendoru. Są wspomnienia twarde i niewzruszone jak szlachetne kamienie.

[Mądrości Mariusza :)]


Przez całe życie oglądałem takie sceny (...) Piękne miasta budowane przez ludzi powodowanych marzeniami. A potem zjawiali się najeźdźcy z Północy lub ze Wschodu i bezlitośnie niszczyli owo piękno, wdeptując je w błoto. To, co zostało stworzone przez marzycieli, przestawało istnieć. W ślad za ta zagładą podążały strach i niedola.

[Mariusz zasępił się nad losem świata tego]


Zdałem sobie jednak sprawę, że tego rodzaju dylematy są niebezpieczne dla mnie jako nieumarłego i że nigdy dotąd podobne kwestie mnie nie nękały ani nie osłabiały do tego stopnia. Spodziewałem się, że Amadeo jako krwiopijca będzie patrzył na swą rodzinę beznamiętnie i z obojętnością, lecz tak się nie stało! Musiałem przyznać, że moje uczucie do niego w znacznej mierze wynikało z tego, że obracałem się wśród śmiertelników i że on sam był z nimi tak blisko związany, że miną setki lat, nim na dobre się od nich uwolni i zdystansuje. Zrozumiałem tę bolesną prawdę tej samej nocy, kiedy po raz pierwszy obdarowałem go krwią.

[Mariusz o swoim uczuciu do Armanda.]


W rzeczy samej radowałem się 'złotym czasem'. Zastanawiałem się czy odpowiada on wiośnie życia śmiertelników, owemu okresowi, kiedy ludzie są najsilniejsi i widzą wszystko wyjątkowo ostro i wyraźnie- kiedy są w stanie bardziej zaufać innym i poszukują odrobiny prawdziwej szczęśliwości.

[Mariuszowe dywagacje]


Czas jest nasz, ale wieczność należy do Boga.

[Mnich do Mariusza]


najbardziej szokującym odkryciem tej nocy było to, że Bianka i ja jesteśmy w stanie się spierać- że panujący pomiędzy nami spokój można w brutalny i bolesny sposób zakłócić, a nawet zdruzgotać. I że ja, usłyszawszy pierwsze krytyczne słowa od mej ukochanej, kompletnie się załamuję- staję się psychicznym wrakiem.

[Mariusz po kłótni z Bianką]


Amadeo przyswoił sobie wiarę tamtych, ich credo, i rzekomo znalazł swoje miejsce w boskim planie(...) on naprawdę jest ich przywódcą. Nasz mały chłopiec sprzed lat dorósł. Jest mędrcem pośród dzieci ciemności

[Mariusz do Bianki o Armandzie]


Widziałam, jak bardzo jej pragniesz (...) i zrozumiałam, że lada chwila mnie porzucisz (...) I coś we mnie pękło. Nie zdołałam tego ocalić (...) Za bardzo zbliżyliśmy się do siebie. I choć kochałam cię całą duszą i sądziłam, że znam cię na wylot, nie miałam pojęcia jaki byłeś przy niej. Takiego cię nie znałam. Nie znałam istoty, jaką ujrzałam w jej oczach.

[Bianka postanawia opuścić Mariusza]


Prawda jest taka, że byłem przerażony. Lestat zburzył ustalony porządek, stało się coś, czego w ogóle nie brałem dotąd pod uwagę.(...) Najważniejsze jednak, czego uchwyciłem się jak tonący brzytwy, było następujące przeświadczenie: przywróciłem porządek. (...) Lestat dokonał czegoś niewyobrażalnego. A Marius zaradził tej sytuacji.

[Mariusz po wybryku Lestata]


Moją duszę przepełniała lodowata zazdrość. I ogromny smutek. Zawsze mogłem sobie wmawiać, że odpowiedzialna za to, co się stało, była magia skrzypiec (...)To mnie jednak nie pocieszało. Akasza przebudziła się dla niego! I gdy tak stałem w ciszy sanktuarium, przypatrując się skorupom potłuczonych przedmiotów, przyszła mi do głowy pewna myśl, jakby ktoś celowo mi ja podsunął. Pokochałam go, podobnie jak ty, i posiadłabym go, właśnie tutaj, jak ty, ale tak się nie stanie.*

[Mariusz po wybryku Lestata]


Znienawidziłem ją za to. Bałem się i nienawidziłem jej za to, że śmiała się ze mnie. Obudził się we mnie instynkt właściciela, bo przecież ona była moja. Jak śmiała zwrócić się przeciwko mnie? Gdzie się podziała słodycz, o której śniłem? Znalazłem się w samym sercu koszmaru.

[Mariusz po przebudzeniu Akashy]


Mekare zmusiła go, żeby ukląkł. Chwyciła go jedną ręką pod brodę i uniosła mu twarz. Zaraz potem poczuł, jak jej palce zagłębiają się w jego oczodoły, by wyrwać z nich gałki oczne. (...) Jego ciało zostało opasane łańcuchami. Poczuł grube ogniwa i wiedział, że nie zdoła się z nich uwolnić.(...)
- Masz moje oczy- powiedział.
- O, tak- rzekła. - Cudownie przez nie widzę.
- A te łańcuchy, czy są zrobione z twoich włosów?
- Tak - odparła.- Z włosów przędę nić, z nici splatam sznur, ze sznura zaś ogniwa.
- Moja prząśniczko - powiedział z uśmiechem. - A kiedy teraz uprzędziesz nowe, czy zatrzymasz mnie przy sobie? Zapytał. - Tak, abym był blisko ciebie?
- Tak - odparła. - Na zawsze.

[kara dla Thorne'a]





* Wydaje się, że tłumacz mylnie zinterpretował, do kogo należą ostatnie wypowiadane tu słowa. Według mnie powinno to brzmieć tak, jakby mówił to Mariusz do Akaszy, co też ma więcej sensu w kontekście całej sytuacji i jego własnych uczuć, czyli: 'Pokochałem go, podobnie jak ty i posiadłbym go, właśnie tutaj, jak ty, ale tak się nie stanie'. Jak wiadomo, Mariusz po tych wydarzeniach postanowił Lestata zwyczajnie wypędzić.