Memnoch Diabeł: cytaty

tłum. Robert Lipski



- Ta istota, kiedy ci się pokazuje, nie próbuje do ciebie przemówić?
- Nie. Stara się doprowadzić mnie do obłędu. Pragnie raczej... zmusić mnie do czegoś. Pamiętasz, co powiedziałeś, Davidzie, że nie wiesz, dlaczego Bóg i szatan pozwolili, byś ich zobaczył?
- Czy nie przyszło ci na myśl, że ma to jakiś związek z ofiarą, którą ścigasz? Że może ktoś, kto coś wie, chce, abyś zabił tego człowieka?
- To absurd, Davidzie. Pomyśl o wszystkich cierpieniach na tym świecie. O tym, co dzieje się w różnych jego zakątkach choćby tej nocy. Pomyśl o umierających w Europie Wschodniej, o wojnie w Ziemi Świętej i o tym, co się dzieje tu, w tym mieście. Sądzisz, że Bogu lub szatanowi mogłoby zależeć na jednym człowieku? A nasz gatunek od stuleci karmi się słabymi, atrakcyjnymi i tymi, którym nie sprzyja szczęście. Czy kiedykolwiek szatan interweniował w przypadku Luisa, Armanda, Mariusa, kogokolwiek z nas? Och, gdyby można było go przywołać i raz na zawsze poznać prawdę!
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - zapytał z naciskiem.
Zastanawiałem się nad tym przez chwilę. Pokręciłem głową.
- Może dałoby się to jakoś wyjaśnić. Nie mogę znieść tej sytuacji! Nie chcę się dłużej bać. Może popadam w obłęd. Wiesz, jak to jest: pojawiają się twoje demony i dopadają cię tak szybko, jak tylko potrafisz je tworzyć.
- Lestacie, ta istota to diabeł, czy to chcesz właśnie powiedzieć?
Już miałem odpowiedzieć, ale się zmitygowałem. Diabeł.
- Mówiłeś, że wygląda paskudnie, wspomniałeś o nieznośnym hałasie i świetle. Czy to było złe? Wyczułeś zło?
- Właściwie to nie. Wcale nie. Poczułem to samo, co wówczas, kiedy usłyszałem strzępy tamtej rozmowy, niezwykłą, ujmującą szczerość, i celowość - chyba tak mógłbym to określić, szczerość i celowość. I coś ci powiem, Davidzie, na temat tej istoty, tej istoty, która mnie tropi: ona ma w swoim sercu bezsenny umysł i nienasyconą osobowość.

[Lestat zwierza się Davidowi z tego, że ktoś za nim łazi, nieco przy tym filozofując ]



Jestem pyszałkiem. Egoistą. Uwielbiam poklask i lubię znajdować się w centrum uwagi. Pragnę chwały. Chcę, aby właśnie na mnie zależało Bogu i szatanowi. Chcę tego, chcę, chcę, chce, chcę.

[Lestat wyjawia nam swoje pragnienia]



Nie daj się zastraszyć. Jeżeli już masz trafić do piekła, to nie wchodź tam roztrzęsiony ze strachu, lecz wkrocz z dumnie podniesioną głową.

[Lestatowi nawet piekło niestraszne]



Ta twarz wyglądała naprawdę groźnie. Pierzaste skrzydła. Dopiero teraz je ujrzałem. Nie były błoniaste, jak u gadów, ale upierzone. A ta twarz, klasyczne mocne rysy, długi nos, podbródek... to oblicze znamionowało brutalność i drapieżność. Dlaczego jednak posąg był czarny? Może miał przedstawiać świętego Michała wtrącającego diabły w otchłań piekielną, gniewnego anioła, uosobienie prawości. Nie, miał za bardzo zmierzwione włosy i wyglądał zbyt niechlujnie. Zbroja, napierśnik... nagle spostrzegłem najbardziej wymowne szczegóły. Ta istota miała nogi i kopyta jak u kozła. Szatan.

[Lestat ogląda granitowy posąg w mieszkaniu Rogera]



Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym rozmyślnie zaczął się zmieniać; jego postać rozrastała się, ciemniała, skrzydła znów uniosły się w górę niczym dwa bijące pod sufit słupy dymu, rozległ się ogłuszający gwar głosów, a za nim pojawiła się mocna poświata. Ujrzałem włochate koźle nogi zbliżające się do mnie. Moje stopy nie odnalazły podłoża, na którym mogłyby się oprzeć, moje dłonie nie mogły dotknąć nic innego prócz niego. Krzyknąłem przeraźliwie. Ujrzałem błysk czarnych piór i łuki skrzydeł unoszących się coraz wyżej! Hałas był teraz mieszaniną niezrozumiałych głosów - ogłuszającej muzyki!

[Memnoch ukazuje swą postać Lestatowi]



Ujrzałem kształty pośród wiru, jedne antropomorficzne, inne rozmyte, z ledwie tylko zarysowanymi twarzami, ale otaczały mnie ze wszystkich stron, były wszędzie, widmowe postacie, zjawy, usłyszałem też ich słabe głosy, szepty, krzyki, skowyt, mieszające się z zawodzeniem wiatru. Dźwięki te nie czyniły mi już żadnej szkody, w przeciwieństwie do tego, co było wcześniej, a jednak słyszałem je, gdy się wzbijaliśmy, obracając się jak wokół osi; tunel zwęził się, dusze zbliżyły tak bardzo, jakby pragnęły nas dotknąć, korytarz znów się rozszerzył, by jednak zaraz się zwęzić.

[Lestat widzi duchy w wirze]




- Jestem wampir Lestat, jeden jedyny w swoim rodzaju.
- Co ty nie powiesz

[Lestat został wyśmiany przez Memnocha]



Także tutaj wszędzie byli ludzie, ludzie wypełnieni światłem, mrowie antropomorficznych sylwetek; z nogami, rękoma, promiennymi twarzami, włosami, w różnego rodzaju strojach, lecz ubiór nie wydawał się tu ważny; ludzie ci przemieszczali się, pojedynczo lub grupkami, obejmując się nawzajem, ściskając sobie dłonie lub trzymając się za ręce.
Odwróciłem się w lewo i w prawo, a potem okręciłem dookoła, wszędzie gdzie spojrzałem, widziałem mrowie istot pogrążonych w rozmowach lub zażartych dyskusjach, niektóre z tych postaci obejmowały się, całowały, inne tańczyły, kolejne grupki świetlistych sylwetek rozdzielały się lub rosły liczebnie.
Ten niezwykły melanż pozornego chaosu i ładu stanowił dla mnie zagadkę. To nie był chaos. Nie było tu zamieszania. Ani nieprzyjemnego hałasu. Panowała tu radość, zadowolenie z wielkiego, ostatecznego zgromadzenia, a przez ostateczne rozumiem to, że bez końca dochodziło tu do niezwykłych zdarzeń, oświeceń i objawień doświadczanych przez wszystkich, którzy w nich uczestniczyli.

[Lestat i duszyczki w niebie]



Bogu wydaje się, że obserwując, jak wszechświat ewoluuje, pozna prawdę o sobie. Bo widzisz, to, co stworzył, jest wielkim Dzikim Ogrodem, ogromnym eksperymentem na niewiarygodną skalę, który ma wykazać, czy w efekcie pojawi się istota taka jak On.

Uważam, że On uczynił to przede wszystkim po to by się dowiedzieć, jak by to było, gdyby był zbudowany z materii. I chyba starał się dociec, co sprawiło, że znalazł się tam, gdzie się znalazł. Czemu ma taki, a nie inny kształt, dlaczego przypomina mnie albo ciebie. On ma nadzieję, że obserwując ewolucję człowieka, zrozumie własny rozwój, jeśli o czymś takim w ogóle można mówić.

Jego wyobraźnia stworzyła materię, przepowiedziała jej zaistnienie albo za nią zatęskniła. A tęsknota, jak mi się zdaje, jest najważniejszym aspektem Jego umysłu. Widzisz, Lestacie, gdyby On sam zrodził się z materii... to wszystko można by uznać za eksperyment mający wykazać, czy materia jest w stanie ponownie ewoluować w istotę boską. Gdyby nie stworzył materii... a jest to coś, co sobie wyobrażał, czego pragnął i za czym tęsknił... skutki dla Niego byłyby w zasadzie takie same. On pragnął materii. Bez niej nie czuł się spełniony. W przeciwnym razie nie stworzyłby jej.

[Memnoch o naturze Boga]



Byliśmy świadkami powielenia i destrukcji! To, co wcześniej było jedynie zmianą - wymiana energii i materii - przybrało obecnie inny wymiar. Zaczęliśmy dostrzegać początki trzeciego objawienia, lecz pojęliśmy to dopiero gdy z roślin wydzieliły się pierwsze organizmy zwierzęce. Gdy tak obserwowaliśmy ich ostre, zdeterminowane ruchy i pozornie większy wachlarz możliwości wyboru, poczuliśmy, że iskierka życia, którą w sobie mają, jest w istocie bardzo zbliżona do tej, która płonie w nas samych.

[Memnoch opowiada Lestatowi o powstaniu życia na ziemi]



Chodzi o to, że nie potrafimy zrozumieć niebios, ponieważ nie nauczono nas, że niebo skupione jest właśnie na ziemi. Przez całe życie wpajano mi coś dokładnie przeciwnego, próbowano wmówić, że materia nic nie znaczy, że jest jedynie więzieniem dla duszy.

[Lestat o niebie]



Samoświadomość i świadomość czyjejś śmierci wytworzyła w ludziach poczucie odrębności, a owa odrębność, ta jednostkowość, lękała się śmierci; bała się unicestwienia! Widziała to, wiedziała, co to takiego, była tego świadkiem. I modliła się Boga, aby nie dopuścił, by coś takiego było pozbawione głębszego znaczenia. Ta sama nieustępliwość, mówię o nieustępliwości wspomnianej odrębności, sprawiała, że dusza ludzka żyła dalej, nawet po śmierci ciała, naśladując jego kształt, zachowując spójność, innymi słowy: kurczowo trzymając się życia i przystosowując się poprzez przybranie postaci zbliżonej do tej, jaką miała w jedynym znanym jej świecie.

[Memnoch tłumaczy skąd się wzięły ludzkie dusze]



Na ziemi niechaj postrzegają cię jako demona! Bestię Bożą - boga tańca, uczt, trunków i uciech cielesnych oraz wszystkich tych rzeczy, które ukochałeś bardziej aniżeli m n i e, do tego stopnia, że potrafiłeś otwarcie rzucić mi wyzwanie. Niechaj cię takim postrzegają, jeżeli tego zechcesz, a twoje skrzydła niech mają barwę sadzy i popiołu, nogi zaś niechaj będą na podobieństwo nóg kozła, jakbyś był bożkiem Panem! Możesz też się pojawiać wśród nich w ludzkiej postaci, tak, zezwalam ci na to w swej łaskawości, byś pojawiał się między nimi jako mężczyzna, gdyż tak bardzo cenisz sobie bycie człowiekiem. Lecz nie wolno ci pojawiać się wśród ludzi jako anioł! Nigdy, przenigdy! Nie będziesz wykorzystywał swej anielskiej postaci, by ich mamić i wodzić na manowce, by ich oczarować ani wzbudzać podziw. Ty i twoi obserwatorzy czyniliście to zbyt często. Dopilnuj jednak, byś przechodząc przez bramę niebios, wyglądał jak należy, aby twe skrzydła, podobnie jak szata były śnieżnobiałe. Pamiętaj, w moim królestwie masz wyglądać jak mój archanioł!

[Bóg pozwala Memnochowi nawracac zagubione dusze, ale stawia pewne warunki]



To był Bóg! Nie ulegało wątpliwości. Był przyobleczony w ciało, ciemne, ogorzałe od słońca, z ciemnymi włosami i ciemnymi oczami, jak u ludów pustyni - ale to był Bóg! Mój Bóg! Siedział tam w tym materialnym ciele, patrząc na mnie ludzkimi oczami i oczami Boga, i dostrzegłem światłość wypełniającą Go i zamkniętą w Nim, ukrytą przed zewnętrznym światem przez Jego ciało, jakby było ono najsilniejszą membraną oddzielającą niebo i ziemię. Jeżeli było coś bardziej przeraźliwego niż to objawienie, to chyba tylko świadomość, że mnie rozpoznał, że czekał na mnie, a ja, patrząc na Niego, poczułem bezgraniczną, bezwarunkową miłość.

[Memnoch spotyka Boga w ciele czlowieka]



Lecz wiedz, Memnochu, że to przez moją śmierć zostanę zapamiętany. Przez moją śmierć. Będzie ona straszna. Nie zapamiętają mnie przez moje zmartwychwstanie, możesz być tego pewien, gdyż jest to coś, w co wielu prostaków nigdy nie uwierzy, ponieważ nie zobaczy tego na własne oczy. Jednak moja śmierć owocuje potwierdzeniem wszystkich znanych mitów i równocześnie usunie je w cień, ponieważ poprzez śmierć Bóg ofiaruje siebie, by dzięki temu lepiej poznać dzieło Stworzenia.

Ludzkość jest bliżej Boga niż kiedykolwiek, właśnie wtedy gdy cierpi z miłości dla innego, kiedy umiera, by inny mógł żyć, kiedy rzuca się w szpony śmierci, by chronić swoich bliskich albo bronić prawd o życiu, których nauczyło ją dzieło Stworzenia!

Zamierzam odkupić cierpienie, Memnochu! Przydam mu największego, najważniejszego potencjału w całym cyklu! Sprawię, że cierpienie wyda owoce. I pozwolę, by zaczęło śpiewać swoją własną, cudowną pieśń!

[Bóg wyjawia Memnochowi swój plan zbawienia Ludzkości]



Cierpienie jest złem tego świata. Cierpienie to rozkład i śmierć. To straszne, Panie. Chyba nie wierzysz, że takie cierpienie mogłoby komukolwiek wyjść na dobre. To cierpienie, ból, krew, świadomość kresu muszą zostać zlikwidowane na tym świecie, jeżeli ktokolwiek ma dostąpić zaszczytu ujrzenia Boga!

[Memnoch kwestionuje sens cierpienia jako drogę do zbawienia]



Krzyż, gwoździe wbite w Jego przeguby, a nie dłonie, Jego ciało wijące się i szamoczące, jakby w tych ostatnich chwilach próbował uciec, głowa raz po raz uderzająca o drewno, ciernie coraz głębiej wbijające się w Jego skórę, potem gwoździe wbijane w Jego stopy, Jego oczy wywracające się w oczodołach, dudnienie drewnianego młota, a później światło, oślepiające światło przybierające na sile, jak wówczas gdy wyłoniło się zza balustrady w niebiosach, wypełniające cały świat i unicestwiające nawet tę ciepłą, smakowitą, rozkoszną krew, którą wypiłem. Światło, a raczej światłość, a wewnątrz postać na Jego obraz i podobieństwo! Światło wycofało się, błyskawicznie, bezgłośnie, pozostawiając po sobie długi tunel albo ścieżkę, i pojąłem, że ścieżka ta wiodła prosto z ziemi do światła.

[Wizje Lestata podczas picia krwi...Chrystusa]



Wokół mnie błyszczały złote mozaiki, spływające krwią mordowanych bez litości mężczyzn i kobiet. Tratowały ich konie. Ciało dziecka uderzyło w mur nade mną, czaszka pękła, maleńkie kończyny posypały się jak deszcz u moich stóp. Jeźdźcy dobijali uciekających, szerokie, obosieczne miecze rozrąbywały obojczyki i ramiona. Rozbłysk strzelających wysoko płomieni sprawił, że zrobiło się jasno jak w dzień. Kobiety i mężczyźni pierzchali przez łukowate sklepienie wejścia. Ale żołdacy ruszyli ich śladem. Krew spłynęła na ziemię. Krew spłynęła na cały świat.

[Lestat świadkiem rzezi Konstantynopola podczas IV krucjaty]



Wyniosłem mój tron ponad Jego, jak mawiają poeci i redaktorzy Pisma, ponieważ wiem, że aby osiągnąć niebo, dusze nigdy nie potrzebowały cierpienia, że pełne zrozumienie i przyjęcie Boga nie wymagało postu, plag, ukrzyżowania ani śmierci. Wiem, że ludzka dusza przewyższyła Naturę i potrzebowała jedynie odrobiny spostrzegawczości oraz umiłowania piękna, aby tego dokonać! Hiob był Hiobem, zanim dosięgło go pasmo nieszczęść! Podobnie, gdy było już po wszystkim! Czego Hiob nauczył się dzięki cierpieniu, czego nie wiedziałby wcześniej?

[Memnoch o swoim królestwie]



Takie właśnie jest piekło, prawda? - spytałem trwożliwie. - To... miejsce, gdzie uczysz się pojmować, co czyniłeś innym... gdzie masz zrozumieć, jakie im zadawałeś rany...

[Lestat o istocie piekła]



- Piekło to miejsce, gdzie naprawiam Jego błędy - powiedział. - Tam regeneruję umysły, by stały się takimi, jakimi mogłyby być, gdyby nie wypaczyło ich cierpienie! W piekle nauczam kobiety i mężczyzn, że mogą stać się lepsi od Niego. Ale na tym polega moja kara - moje piekło - za to, że wszedłem z Nim w spór, muszę tam się udać i pomagać duszom, by wypełniły swój cykl, tak jak On go postrzega, i muszę żyć tam razem z nimi! Bo jeśli nie będę im pomagał, jeżeli nie będę ich szkolił, przyjdzie mi zostać tam na zawsze! Jednak to nie piekło jest moim polem bitwy. Jest nim ziemia.

[Memnoch o swojej walce z Bogiem]



- A kto stoi za tymi drzwiami - rzekł posępny pomocny duch, zjawa kobiety o przepięknych, świetlistych włosach migoczących eteryczną bielą. Dotknęła delikatną dłonią mojej twarzy. - Zobacz. - Podwójne drzwi właśnie się otworzyły, półki regałów uginały się od ksiąg. - Twoi umarli, najdroższy, twoi umarli, ci wszyscy, których zabiłeś!

[duchy zabitych przez Lestata osaczają go]



Uniosłem lewą rękę, aby odtrącić jego dłonie sięgające w moją stronę, ale rzucił się na mnie z impetem spotęgowanym mocą jego skrzydeł i nieomal rozciągnął mnie na wznak na bazaltowych stopniach. Poczułem, jak jego palce zagłębiają się w moim lewym oczodole! Poczułem, jak rozchylają mi powieki i przy wtórze przeraźliwej eksplozji bólu wbijają moją gałkę oczną do środka czaszki, zaraz jednak lepka, galaretowata masa spłynęła po moim policzku, przeciekając między moimi drżącymi palcami.

[Memnoch wyrywa Lestatowi oko]



po chwili zacząłem chłeptać krew, zlizując ją z młodych, różowych, dziewiczych warg, bezpośrednio z jej łona. To nie była czysta krew, ale pochodziła od niej, z jej silnego, młodego ciała, ta krew nie wiązała się z żadnym bólem ani ofiarą, była jedynie okazaniem pewnej wyrozumiałości wobec mnie, wobec niewysłowionego czynu, którego właśnie dokonywałem. Nie pominąłem nawet jednej kropli.

[Lestat w scenie ehm wampoerotycznej]



Pobiegliśmy razem, oślepieni coraz silniejszym światłem, a za mną rozległ się górujący pośród gwaru tłumu głos Armanda:
- Patrzcie z uwagą, oto bowiem grzesznik umiera za Niego!
Zaraz potem nastąpiła potężna eksplozja i w powietrzu rozeszła się woń spalenizny! Ujrzałem płomienie liżące przeszklone ściany apartamentu, a po chwili już nas tam nie było.
Usłyszałem przeraźliwe krzyki.
- Armandzie! - zawołałem.

[Armand postanawia się unicestwić]



Dotarłem do pustego budynku, gdzie mieścił się kiedyś ekskluzywny salon samochodowy. Przez pięćdziesiąt lat w tym właśnie miejscu sprzedawano najdroższe wozy, a teraz była tu już tylko pusta skorupa z przeszkloną witryną. Dostrzegłem w szybie własne odbicie. Znów wyglądałem jak istota nadnaturalna, bez skazy, z parą niebieskich oczu.
I zobaczyłem siebie.
Chcę, żebyś ujrzał mnie, właśnie teraz. Chcę, żebyś spojrzał na mnie. Pozwól, że raz jeszcze się przedstawię, z całego serca przysięgając i potwierdzając prawdziwość każdego słowa niniejszej opowieści.
Jam jest wampir Lestat. Oto, co ujrzałem. Oto, co usłyszałem. Oto, co wiem. I to wszystko, co wiem.
Uwierz we mnie, w moje słowa, w to, co powiedziałem i co zostało zapisane.
Wciąż tutaj jestem ja, bohater moich własnych marzeń i snów, i pozwól mi, proszę, bym znalazł dla siebie miejsce w twoich snach.
Jam jest wampir Lestat.
A teraz pozwól mi przejść z opowieści do legendy.

[Lestat w lustrze]