Eufrozyne

Wampir Armand - recenzja



'Skoro jestem aniołem (...) namaluj mnie z czarnymi skrzydłami.'

Wampir Armand czyli: z czym to się je?

Długo myślałam w jaki sposób zabrać się do tej recenzji. Wampira Armanda można by rozpatrzeć jako charakterystykę postaci, książkę składającą się z trzech części, bądź też jako kolejną Kronikę. W końcu zdecydowałam się napisać o wszystkim po trochu. Nie będzie tu wnikliwszych analiz, ponieważ nie jest to niestety książka, nad którą warto byłoby się dłużej rozwodzić.

Powieść składa się z trzech części: Ciało i krew, Most westchnień oraz Appassionata. Niestety muszę stwierdzić, że im dalej tym gorzej. Najlepiej wypada Ciało i krew, gdzie dowiadujemy się o dalekiej przeszłości Armanda, mimo iż nie jest zbyt doskonała, to czyta się ją z przyjemnością choćby z czystej ciekawości. Poznajemy jego starą ojczyznę (Ruś Kijowską) oraz nowy dom - Wenecję. Tu też zostają nam zdradzone intymne szczegóły z pobieranych u Mariusza nauk. Most westchnień to szybkie przebrnięcie przez WZW i WL. Poza tym w drugiej części WA znalazło się parę zupełnie niepotrzebnych stron. Na nich znajdują się bowiem króciutkie opisy kilku wampirów, a wyglądają one mniej więcej tak: 'Lestat autor czterech książek, piękny i wspaniały drań ...'. Nie dość, że teksty te są zupełnie zbędne, to jeszcze autorka siliła się na dowcip, z czego wyszła kiepska parodia naszych charakterystyk N-C-P.

W rozdziale zatytułowanym Appassionata mamy streszczenie Diabła Memnocha, kilka łez, nieudane samobójstwo i parę dzieciaków. Jest to zdecydowanie najgorsza część, która niewiele wprowadza do fabuły, a jeśli już to nic ciekawego. Próba samobójstwa, zakończona mistyczną wizją połączoną z przemieszczaniem się w czasie i przestrzeni, nie jest tym, co fani wampirów lubią najbardziej.

Jeśli chodzi o język powieści to przeważnie jest on prosty jak budowa cepa, a przez to staje się strasznie nudny. Nie żebym specjalnie tęskniła za kwiecistością wypowiedzi, ale zdania typu: 'Chce cię, cherubinie' brzmią banalnie. W dodatku dialogi rażą sztucznością, nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek w ten sposób mówił: 'Daj mi swe usta, weź mnie w ramiona' albo 'Uczyń z tego dla mnie księgę'. Chyba w każdej mojej recenzji zwracam uwagę na to, że autorce o wiele lepiej wychodzą opisy niż dialogi. W tym konkretnym przypadku powinna była zostać przy samych opisach.

Niestety Wenecja to nie Nowy Orlean i jej specyficzny klimat nie został oddany tak dobrze, jak powinien. Jednak o ile Italię, w ogóle i w szczegółach, da się jeszcze przetrawić, to Ruś Kijowska i wszystko co z nią związane jest już zupełnie płaskie. Całość wygląda jak z pocztówki dla amerykańskiego turysty: kraj jest surowy, a ludzie zacofani. Iwan, ojciec Armanda, to typowy 'Rusek'- myśliwy w wielkiej czapie i z czarną brodą. Zakonnicy zakopują się żywcem w ziemi, bo wiadomo, że każdy jeden ze Wschodu to barbarzyńca, prawie poganin. W dodatku samo imię bohatera - Andriej od razu kojarzy mi się z Rublowem. Jakież to oryginalne miano dla młodego malarza ikon.

Od bohatera do zera:

Myślę, że opis bohatera spokojnie mogę sobie podarować. Wszyscy wiemy, iż jest to piękny siedemnastolatek o kasztanowych lokach. Tutaj nie dość, że przyrównywany do cherubina, to jeszcze do lalki (jakoś dziwnie skojarzył mi się z Klaudią). To, czego nie mogę znieść, to ciągłe przypominanie o jego niezwykłej urodzie, coś mi się zdaje, że gdzieś to już czytałam...

Jak już wspomniałam, prawdziwe imię bohatera brzmi Andriej. Jest on niezwykle utalentowanym (bo jakże mogłoby być inaczej) młodzieńcem. Jak wszyscy wiemy, chłopak zostaje porwany, a następnie uratowany przez Mariusza. On to nadaje mu imię Amadeo - Umiłowany przez Boga. Kiedy złe wampiry niszczą jego świat, a jego samego zabierają ze sobą, następuje kolejna zmiana imienia. Tym razem na Armanda - z germańskiego oznacza ono wojownika (może chodziło o walkę w imieniu Szatana?).

Zwykle czyny bohatera tłumaczy się wcześniejszymi przeżyciami, ale ze względu na chronologię Kronik, tutaj dopisuje się przeżycia do charakteru gotowej już postaci. Sprawia to niestety, że pojawiają się liczne sprzeczności i nie we wszystko możemy uwierzyć. Niestety Amadeo jest dla mnie postacią nieciekawą i słabą, w przeciwieństwie do Armanda, który, mimo że był wrednym manipulatorem, potrafił mnie zafascynować.

W tej książce Armand jest postacią pełną sprzeczności. Z każdą zmianą otoczenia (i imienia) staje się kimś innym. Jednak najbardziej przeszkadza mi to, że ten potężny i tajemniczy wampir z Wywiadu staje się zwykłym małym chłopcem, który nie potrafi sobie z niczym poradzić. Okazuję się, że nie tylko Lestat jest zwykłą sierotą, która tylko udaje, iż ma coś ciekawego do powiedzenia. Zamiast powolnego odkrywania wielkich tajemnic i fascynujących przygód wiekowego wampira, mamy historię chłopca zakochanego w swoim mistrzu, a raczej Mistrzu, ale o tym za chwilę.

Dodatkowo zupełnie niezrozumiały jest dla mnie stosunek bohatera do religii. Młody Andriej spędził dłuższy czas w klasztorze. Zważywszy na to, że ludzie z jego otoczenia byli bardzo religijni, a zakonnicy wręcz nawiedzeni, chłopak mógł doznać lekkiego skrzywienia na tle Boga i Świętych. Jego postawa wobec nich stoi jednak w sprzeczności z innymi czynami. Mam tu na myśli wizyty w burdelach, łatwość zabijania oraz życie w luksusie. Nie rozumiem, jak dzieciak tak bardzo religijny może z taką łatwością łamać przykazania. Gdyby tego było mało, w późniejszym czasie służy Szatanowi, potem twierdzi, iż nic nie wie o Bogu, a na końcu wpada w wielkie uniesienie na widok chusty Weroniki.

'Master, master ... I mean Mister, Mister'

Niewątpliwie rzeczą, która przyciągnęła najwięcej czytelników do tej właśnie Kroniki jest związek Armanda i Mariusza. Związek ten opiera się nie tylko na relacji Mistrz - Uczeń, ale też na typowo ludzkiej miłości. Z jednej strony nic mi do tego, love forever i życzę szczęścia, ale jakoś wampirzy erotyzm z Wywiadu bardziej mi się podobał. Tutaj nie dość, że mamy wykorzystywanie młodego chłopaczka przez 1500-letniego wampira, to jeszcze zdarzają się wstawki sado-maso. W dodatku sceny te są zupełnie nieciekawe i pojawiają się zbyt często, absolutnie nic nie wnosząc do fabuły! O wiele ciekawszy i naprawdę pięknie opisany jest związek Guida i Tonia z Krzyku w Niebiosa.

W założeniu Wampir Armand miał nam przybliżyć postać nie tylko tytułowego bohatera, ale także jego 'ojca'. Zaczyna się całkiem ciekawie. Pojawia się on jako tajemniczy mistrz, wielki malarz i czarownik, kojarzący się z Michałem Aniołem. Jest prawdziwym mentorem i nauczycielem zarówno jako opiekun młodego chłopca, jak i wampirzy ojciec. Opowiada o świecie i o sztuce, ale też uczy Armanda kim są wampiry, jakie mają moce i słabości. Gorzej niestety wypada ich relacja. Im więcej w tym miłości, tym mnie bardziej mdli. Rozumiem, że Mariusz po latach samotności chciał się zabawić, ale dlaczego sceny łóżkowe zajmują więcej miejsca niż opisy polowań?

W ogóle przez całą powieść na miłość jest nałożony zbyt wielki nacisk. Palce we włosach, gorące wargi i klapsy - panie i panowie no full romantic. Scena kiedy Mariusz chce rano wyjść z sypialni wygląda na żywcem wyjętą z Romea i Julii. Idźmy dalej - co ma znaczyć wypowiadane przez Amadeo zdanie: 'Daj mi swe usta, weź mnie w ramiona'? Jeszcze gorzej wypada chwila przemiany, kiedy to Mariusz mówi: 'Ciągnij, Amadeo! Ciągnij mocno.' Może to moja wina, że mam brzydkie skojarzenia, ale jakoś mi taka scena pasuje bardziej do Śpiącej Królewny, niż do powieści o wampirach.

Armand, Amadeo, Andriej czy... Lestat?

Wielkim minusem Wampira Armanda jest to, że opowiada o ... Lestacie. No dobrze może troszeczkę przesadziłam, ale powieść znów zaczyna się od słów 'Jestem taki piękny i młody, i wszystkim się podobam'. W dodatku zbyt duża część historii skupia się na naszym ulubionym 'diable'. Na dzień dobry słyszymy, że wampiry są tu gdzie są, ponieważ przyszły odwiedzić Lestata (któremu inteligencja bije od nieruchomej twarzy!). Kiedy Armand wspomina historię znaną nam z WZW i WL, zamiast mówić, że Lestat zniszczył jego świat, twierdzi, iż ten go uratował. Zwierza się jak wiele mu zawdzięcza i martwi się o jego stan.

W dalszej części książki mamy nawet scenę, w której Amadeo cytuje słowa Lestata, cytującego Armanda z książki... Lestata. Wiem, że to zdanie brzmi dziwnie, ale jeszcze mniej logiczna jest cała sytuacja. Jeśli Anka nie daje Armandowi możliwości pełniejszej wypowiedzi, powinna przemilczeć ten fragment, albo wcale nie pisać książki.

Nielogiczne jest dla mnie również streszczanie podróży Lestata w zaświaty znanej z Memnocha. Rozumiem, że mogą się zdarzyć osoby, które nie znały poprzedniej Kroniki, ale wystarczyło zwrócić uwagę na to, co jest ważne dla Armanda, a nie co widział Lestat na wycieczce Lestata z Lestatem. Historia wielkiej miłości tegoż do zupełnie nieciekawej Dory również nie jest mi potrzebna do zrozumienia postaci Armanda.

Żeby było ciekawiej Amadeo w pewnym momencie stwierdza, że Lestat nieco koloryzuje, nie kłamie, ale nagina fakty i znacznie przesadza z dramatyzmem: 'Ale on nawet ze zranionego palca musi uczynić wielki dramat'. I oto proszę państwa doskonałe podsumowanie wszelkich książek o Złotym Chłopcu, a w tym przypadku także o Pięknym Cherubinie.

Historia małego Andrieja do złudzenia przypomina historię małego Lestata. Chęć wstąpienia do klasztoru, polowania, figury matki i ojca. Wielkie boom, po którym następuje zmiana otoczenia, życie w luksusie, utrata mistrza, poszukiwanie tożsamości. Oczywiście ich opowieści po przemianie są już różne, ale sposób wypowiedzi ten sam. Obaj we własnych książkach pragną się usprawiedliwić: 'Ja zabijałem tylko złych, ja broniłem niewinnych, ja miałem swoje pieniądze, ja wcale jej nie zabiłem'. Kiedy przeczytałam o tym, że Armand pragnął ratować Klaudię, omal nie zemdlałam. Jeszcze gorzej mi się zrobiło, kiedy przeczytałam w jaki sposób chciał ją ratować. 'Doktorze Frank-n-stein czy dobrze się pan czuje?' Klaudia zginęła okrutną śmiercią, a jemu teraz źle, opłakuje jej stratę. Biedny, smutny Les... Armand.

Happily N'Ever After

Na zakończenie drobne podsumowanie. Co mi się w książce nie podoba? Zrobienie z ciekawych postaci kiepskich marionetek w teatrzyku pewnej znudzonej pisarki. Dialogi oraz niektóre opisy. Pieprzenie - zarówno dosłowne jak i w przenośni. Przerobienie Armanda na drugiego Lestata. Pseudo-religijny bełkot. Tworzenie całych tabunów wampirów oraz liczne niedorzeczności i sprzeczności.

O większości z tych punktów już pisałam więc teraz szczypta o sprzecznościach. Pomijam już cała religijną otoczkę i Armanda z roztrojeniem (albo i więcej) osobowości, ale dziwi mnie postawa Mariusza. Z tego co pamiętam zarzekał się, że stworzenie tak młodego wampira to wielki błąd, a teraz pstryk i przemienia dwunastolatka - bo tak. Konstrukcja postaci jest tu źle przemyślana. Niedorzecznością jest to, iż wiekowi bohaterowie zachowują się jak dzieci i bez przerwy zaprzeczają sami sobie. W dodatku Amadeo nie potrafi się zdecydować czy zna Pandorę, czy nie. Raz mówi, że jej nigdy nie widział, potem, że widział jak ona wydobywa resztki krwi z człowieka, no i my wiemy, że musiał się z nią spotkać przy aferze z Akashą. Poza tym jak to się stało, iż wszystkie wampiry po spaleniu dochodziły do siebie latami, a Armand w ciągu jednej nocy znów stał się piękny?

Więc co mi się podoba? Nadal niektóre opisy, w tym polowania na ofiary. Jak widać nawet bród i zgnilizna mogą być piękne. Większość pobocznych postaci mi nie przeszkadza. Zarówno Bianka jak i podopieczni Armanda nie są źli, choć do czasu. Uważam, że mordercza kurtyzana byłaby całkiem ciekawym materiałem sama w sobie i nie ma potrzeby dodawać jej aureoli, a napotkanymi dzieciakami nie ma sensu się zajmować przez kolejne kilkaset lat.

Po długim namyśle, do tej krótkiej listy potrafię dodać jedynie fakt, że to nadal jest Anne Rice, której książki kupuję i czytam, niestety coraz częściej jedynie z sentymentu. Czy warto tą powieść przeczytać? Niekoniecznie. Czy można ją przeczytać bez większego bólu? Można. Czy warto ją kupować? Zdecydowanie nie.

Autorka jak zwykle się powtarza, więc jeśli chcecie poczytać o Wenecji, bądź o magicznym związku Mistrza i Ucznia (zarówno duchowym jak i fizycznym) polecam Krzyk w Niebiosa. Jeśli tęskno wam do interesujących historii wampirów - wracajcie do pierwszych trzech, czterech Kronik. A gdyby naszła was ochota na trochę łóżkowych akrobacji zapraszam do serii o Różyczce.




23.08.2008. Wszystkie prawa zastrzeżone