Ereszkigal

Blood and Gold - Epicki fresk

Recenzja wydania angielskiego

Zastanawiałam się długo na czym właściwie polega problem z takimi książkami jak Wampir Armand czy właśnie Blood and Gold. Zastanawiałam się, bo przecież potencjalnie są to materiały na świetne powieści o znanych i lubianych krwiopijcach. Dlaczego więc zawsze coś musi być z nimi nie tak?
Wydaje mi się, że są 2 tego przyczyny. Pierwsza z nich to taka, że Anne Rice nie zaplanowała dobrze całej serii i do fabuły Wampira Lestata władowała dwa opowiadania, streszczające w sumie życiorysy zarówno Armanda , jak i Mariusza. Był to poważny błąd nie tylko dla konstrukcji samego Lestata, ale także dający o sobie znać w przyszłości. Po prostu Rice miała świetne pomysły, które wyeksploatowała w tych dwóch fragmentach WL, zaś kiedy przyszło jej napisać z tego powieści okazało się , że pomysły jakoś się skończyły. W rezultacie główną wadą Blood and Gold, ale także i Armanda jest to, że są to książki do bólu wtórne. W zasadzie, jeżeli ktoś czytał WL, to nie ma potrzeby , żeby sięgał po WA i B&G. Ale oczywiście bycie fanem zobowiązuje, to raz, a dwa, ciekawość to ludzka rzecz, więc trzeba by się przekonać naocznie jak to z tymi książkami naprawdę jest.
Druga przyczyna jest o tyle ciekawa, że postacie, które doskonale funkcjonowały jako bohaterowie drugiego planu, osiągając na tym właśnie drugim planie pełnię, głębię i doskonały wyraz, w momencie kiedy staję się bohaterami pierwszoplanowymi, robią się po prostu nijakie i nudne. Być może jest to związane właśnie z brakiem pomysłów u autorki, nie tylko na przygody, ale także na rozwój osobowości takiego Mariusza czy Armanda.

B&G jest więc w obszernych partiach dla riceowych wyjadaczy nudna. Rice powtarza fabułę znaną z WL, opowiadając o życiu Mariusza, ze szczególnym uwzględnieniem jego romansu z Pandorą i epizodu weneckiego. Na początku w roli słuchacza wampirzej opowieści wkracza na scenę nowy wampir- nikomu wcześniej nieznany Thorne- który, cudem uniknąwszy straszliwego losu, jaki spotkał wampiry przy okazji pogromu Akashy, nieoczekiwanie w swoich tułaczkach natknął się na Mariusza. Mariusz postanawia więc opowiedzieć nowopoznanemu bratu we krwi swoje dzieje.
Rice pomija zupełnie kwestię przemiany Mariusza w wampira, streszczając ten - jakże ciekawy wątek - w kilku zdaniach i odsyłając czytelnika do Wampira Lestata. Dla starych wyjadaczy Rice to błogosławieństwo, bo doprawdy przerabianie tego, co zostało w detalach opisane wcześniej, to byłaby bezsensowna męka, ale ktoś , kto styka się z B&G bez znajomości Lestata, poczuje się z pewnością trochę dziwnie i będzie się zastanawiać dlaczego tak niewiele wiadomo o tym arcyważnym fakcie z życia Mariusza. Podobnie- niewiele ciekawych rzeczy dowiemy się jeśli chodzi o historię Mariusza - śmiertelnika, pozostaje więc wrażenie, że Mariusz prowadził równie bezbarwne i jałowe życie jak wielu bohaterów Rice, zanim otrzymali oni Mroczny Dar.
Pewnym novum może być historia romansu między Pandorą a Mariuszem, zwłaszcza, że Pandora była tą właśnie tajemniczą postacią, o której niewiele wiadomo. Rice, przy okazji tej pary, pozwala sobie na iście harlequinowe rozwiązania sytuacyjne, wzloty i upadki, spotkania i rozstania. Jest i śmiesznie, i strasznie, i dramatycznie, ale ogólnie Pandora, choć papierowa i ciut bez wyrazu, wydaje się być odpowiednią partnerką dla Mariusza. Oczywiście ta opowieść jest ciekawa o tyle o ile nie czytało się wcześniej Pandory, gdzie znów mamy to przerabiane, tym razem z punktu widzenia tytułowej wampirzycy.
Rozczarowuje natomiast tzw. epizod wenecki, czyli opowieść o romansie Mariusza i Armanda. Nie nastawiajcie się na nic nowego, nic odkrywczego. Dla kogoś kto czytał wcześniej WL i WA, jest to już 10 woda po kisielu, na całe szczęście przyprawiona mniejszą szczyptą erotyki, niż miało to miejsce w Armandzie.

Czy jest więc w tej książce coś nowego i dlaczego warto ją przeczytać? Warto dla trzech rzeczy.
Po pierwsze - wspaniale wyszedł Ance wątek bizantyjski, w którym poznajemy tę część historii Mariusza, rozgrywającą się w stolicy Wschodniego Cesarstwa. Naprawdę bardzo piękne i barwne opisy Złotego(dosłownie) Konstantynopola, jego sztuki i kultury. Przy okazji poznajemy dwie nowe wampirzyce, z czego jedna, kreowana na wroga głównego bohatera, z pewnością trochę ożywia ten klimat do znudzenia eksploatowanej, bratniej miłości miedzy wampirami. Żałować można jedynie, że wątek bizantyjski jest taki krótki.
Po drugie- niemałą rolę w tej powieści pełni sztuka. Rice opisuje szczególnie spotkanie Mariusza ze słynnym florenckim malarzem - Botticellim , jednocześnie dokonując porównania między sztuką starożytną, a renesansową. Autorka w Odrodzeniu widzi powrót to antycznych ideałów piękna, które to w jej opisach jawią się jako najdoskonalsze osiągnięcia człowieka w dziedzinie sztuk plastycznych. Dziwić może natomiast kompletna ignorancja dla dokonań średniowiecza i widoczna pogarda, w jakiej ma Rice całą tę epokę, a szkoda bo średniowiecze i wampiry pasują do siebie jak ulał.
Scena, w której Mariusz - wampir, całuje rękę wielkiego malarza - człowieka jest jednym z najbardziej ikonograficznych i zapadających w pamięć obrazów hołdu dla wielkości dzieł rąk ludzkich.
I po trzecie - mimo straszliwej wtórności książka ma formę bardzo epickiej opowieści, w czym zbliża się do Wampira Lestata. Jest bogata, pełna kolorytu, z idealnie wyważonym w proporcjach tłem historycznym. Mieszają się w niej elementy kultury i historii starożytnej, rzymskiej i bizantyjskiej, renesansu florenckiego i weneckiego, a także - już w mniejszych ilościach - saskiego baroku. Wszystko to sprawia, że czyta się ją szybko i z umiarkowanym zainteresowaniem , co przy takiej ilości powtórek jest jakąś tam zaletą.

Na koniec może coś wypada napisać o głównym bohaterze, bo zasiadając do lektury B&G niektórzy na pewno zadają sobie pytanie, czy ta opowieść wniesie coś nowego do charakterystyki samego Mariusza. Hm...można by się spierać czy nie jest to aby za mało, jak na biografię i jak na tak obszerną w końcu powieść, ale...tak, wnosi. Przede wszystkim Rice dokonała w miarę udanego połączenia wszystkich tych cech, z których Mariusz słynie. Nie nastąpiło żadne cudowne nawrócenie, żadna mania religijna się Mariusza nie tyczy. To wciąż mentor i opiekun, miłośnik historii, odkrywca i twórca, strażnik wampirzych tajemnic, racjonalista i pragmatyk. Jednak Mariusz w Blood and Gold nie jest już taki kryształowy. Autorka dodała mu trochę nowych cech, które być może niektórych zaskoczą, ale nie zmieniają jednak drastycznie dotychczasowego wizerunku. Na pierwsze miejsce wysuwa się u Mariusza gniew, któremu ulega on rzadko, ale jest w nim niepohamowany i wierzcie mi, Mariusz w gniewie potrafi dużo zdziałać i dużo zniszczyć. Drugą taką ciekawą cechą jest wręcz obsesyjna mania posiadania, kolekcjonowania i szowinizm w stosunku do innych, co oczywiście rodzi wieczne konflikty między nim, a jego kochankami, co najlepiej widać na przykładzie Pandory. Poza tym w końcówce okazuje się, że Mariusz potrafił przez stulecia pielęgnować w sobie słodycz zemsty, która jak wiadomo najlepiej smakuje na zimno, a w przypadku wampirów dłuuugo stygnie. Zawsze jednak przychodzi na nią pora, nawet jeżeli trzeba będzie posłużyć się intrygą aby ją w pełni skonsumować.

Podsumowując, książka ma prawie tyle samo wad co i zalet. Nie uniknęła Rice kilku ewidentnych błędów w prowadzeniu wielu postaci, zwłaszcza tych z drugiego planu (Daniel, Bianca. Mael , Avicus), jednak jak sadzę warta jest przeczytania, choćby ze względu na jej bogactwo. Właściwie dziś myślę, że Rice powinna życiorysy Mariusza Armanda i Pandory połączyć w jednej powieści, stosując trzy różne punkty widzenia, z których prowadzona byłaby narracja. To pozwoliłoby uniknąć powtórzeń i stanowiło idealnie zazębiającą się całość. Jeżeli ktoś kiedyś odważyłby się zrobić o naszych krwiopijcach film, być może zrealizuje go w taki właśnie sposób, czego sobie i Wam życzę.