Rhiannon

Wampir Lestat - Problem z Lestatem


Wampir Lestat to drugi tom Rice'owych Kronik Wampirzych, napisany ku czci i chwale tytułowego bohatera - wampira doskonałego. Mam duży problem z recenzowaniem tej powieści, bo z jednej strony jest to całkiem niezła książka (jedna z najlepszych Rice), z drugiej jednak większa jej część opiera się na bohaterze, którego kreację bardzo trudno mi zaakceptować.

Już sam początek budzi sprzeczne uczucia. Lestat, przebudzony po niemal stuletniej drzemce, z marszu zaczyna darzyć bezkrytycznym uwielbieniem wiek XX. Nie doznaje żadnego szoku cywilizacyjnego, nic nie budzi jego sprzeciwu czy zgorszenia. Dla niego wszystko jest piękne i idealne. Lestat, jaki wyłania się z tych wypowiedzi i opisów, to postać bardzo powierzchowna i naiwna, i to, moim zdaniem, kompromituje go jako wiarygodnego narratora. Bo jak wierzyć, że słowa takiej osoby będą dawały obiektywny obraz rzeczywistości, w jakiej się on porusza? Zresztą mało wiarygodny narrator to znany zabieg literacki i używany świadomie, i z rozmysłem może dać ciekawe efekty. Czy Anne Rice właśnie o taki efekt chodziło - tego nigdy się nie dowiemy. Jedno jest pewne - wszystkie wydarzenia rozgrywające się w czasie trwania opowieści oglądamy jego oczami i 'przepuszczone' przez jego świadomość (bądź nieświadomość). Nawet historii Mariusa nie możemy być do końca pewni - to przecież Lestat ją przytacza. Co mnie jeszcze zastanawia to brak w całym tekście jakichkolwiek wskazówek, że opowieść Lestata może być w jakimś stopniu niewiarygodna. W zasadzie nie powinno mnie to dziwić, gdy narratorem jest sam bohater (w dodatku piszący swą biografię, która ma oczyścić jego wizerunek w oczach świata), jednak oddanie w całości głosu Lestatowi jest w pewnym sensie szantażem dokonanym na czytelniku, który nie ma wyjścia, jak tylko uznać, że prawdy wygłaszane przez Lestata to prawdy ostateczne, a jego wersja wydarzeń to jedyna słuszna wersja. Może gdyby XX-wieczne prolog i epilog, będące klamrą autobiografii Lestata, zostały napisane w trzeciej osobie, historia ta nabrałaby więcej dwuznaczności?

W tym właśnie tkwi mój największy problem z tą powieścią: Czy mam ją traktować jako historię 'na poważnie', czy może jako wielką blagę cwanego manipulanta, który kosztem naiwnych czytelników wybiela swój nadszarpnięty wizerunek? Czy jest to zabieg literacki czy naiwność autorki? To zresztą nie jest ważne - ważne jest, co wyszło. A wyszła książka bardzo kłopotliwa.

Problem mam również z tą idealnością Lestata (wyczerpująco pisze o niej Eri w swojej recenzji), która niewiadomo czy jest faktem niemożliwym do podważenia, czy tylko kolejną jego kreacją. A idealny jest on na wszystkich możliwych płaszczyznach: idealny bohater swoich przygód, idealny kandydat na wampira i w końcu idealny wampir. Pod tym względem bardzo interesująca jest pierwsza część powieści, w której zostają położone podwaliny pod przyszły wampiryzm Lestata. Nie są to tylko zapowiedzi fatalnego losu, jaki czyha na nieświadomego młodzieńca, ale przede wszystkim wydarzenia i zjawiska, które niezbicie mają udowodnić, że Lestat, jak nikt inny, nadaje się do roli wampira. Mam nieznośne wrażenie, że ta część książki została pomyślana tylko po to by wyjaśnić, dlaczego Lestat to 'wampir nad wampiry'. Okazuje się, że to właśnie ten, który 'nie miał wyboru' był najlepiej przygotowany do roli krwiopijcy. Wszystko, od polowania na wilki, przez 'chorobę śmiertelności' i po zawód aktora, składa się na idealną biografię człowieka przeznaczonego na wampira. Różnie można ten fragment rozumieć. Z jednej strony pasuje on do całości wizerunku Lestata, jaki Rice (a także być może on sam) kreuje w tej Kronice. Z drugiej drażni idealność i ciągłe stawianie na piedestale tej jednej postaci.

Wciąż skłaniam się ku interpretacji (choć to naiwność z mojej strony), że to wszystko, co Lestat wypisuje w swej autobiografii, to jego własna kreacja, że jest on manipulatorem i kłamcą, bądź osobą której wspomnienia i fantazje na własny temat starły się w jedną mętną całość, a on sam przestał odróżniać jedne od drugich - osobą zakochaną w wykreowanym przez siebie wizerunku. Może jest to nadinterpretacja z mojej strony, może za wiele doszukuję się po prostu w niedobrze napisanej postaci, jednak taki punkt widzenia pozwala mi z mniejszymi oporami strawić wiele niekonsekwencji i tę natrętna idealność Lestata, przez którą stał się on postacią wyjątkowo sztuczną. Potwierdzać taką interpretację może odczucie, iż cała akcja tej opowieści, wszystkie wydarzenia i decyzje podejmowane przez Lestata i innych bohaterów, podporządkowane są jednemu nadrzędnemu celowi: kreowania wizerunku jego wspaniałej osoby. Wizerunku tworzonego często kosztem innych bohaterów, autentyczności akcji i motywacji, które tę akcję napędzają. Trudno momentami pojąć, dlaczego Lestat postępuje tak, a nie inaczej. Do przodu pchają go jakieś mało zrozumiale siły, a jego przygody raczej mu się przydarzają niż są przez niego prowokowane.

Dochodzi jeszcze sposób, w jaki opowiada on o owych zdarzenia i uczuciach im towarzyszących... Ale w tym momencie powinnam poświęcić chwilę na refleksję nad stylem Anne Rice w ogóle, bo staje się on także stylem wypowiedzi Lestata, co nie pozostaje bez znaczenia i konsekwencji. Kto po pierwszym zetknięciu z jej twórczością nie był tym stylem zauroczony? Jest to jeden z najbardziej pociągających i charakterystycznych elementów jej pisarstwa. Nie wydaje się on czymś przez lata wypracowanym (wręcz przeciwnie, wiele osób twierdzi, że z biegiem czasu Anne go zatraca) czy przemyślanym. Robi raczej wrażenie improwizacji i pisania na tzw. 'wyczucie'. To też może być źródłem poczucia pewnego chaosu podczas czytania. Opisy krążą i kluczą wokół spraw, które są w zasadzie proste i nieskomplikowane, i tak też powinny być przedstawione. W ten sposób wydają się mniej dostępne, a atmosfera tajemnicy rośnie. Z kolei pewne zjawiska czy cechy bohaterów, które aż proszą się o bardziej obrazowe ukazanie, są podane wprost, dosadnie i bez większego uzasadnienia. Czytający sam musi sobie wiele dopowiedzieć i snuć domysły. Rice skupia się przede wszystkim na uczuciach towarzyszących narratorowi-bohaterowi. Nagromadzenie emocji i bardzo ekspresyjny sposób ich opisania tworzą atmosferę przeładowania i duszności. Dodajmy do tego kierowanie 'wzroku' czytelnika na detale, które to wrażenie potęgują. Jednocześnie ta barokowość opisu odwraca uwagę od konkretów, od motywacji bohaterów. Czytając poddajemy się tej gęstej atmosferze, nie zwracając zbytnio uwagi na niedociągnięcia, które są skutecznie przez nią przysłonięte. I tak też wypowiada się Lestat: ekspresyjnie i chaotycznie, z egzaltacją momentami przypominającą histerię. Często bełkotliwie i mętnie.

I właśnie dlatego mam z Lestatem problem. Nie wiem gdzie kończy się wampir, a zaczyna jego stwórczyni. Nie wiem, w którym miejscu słyszę Lestata, a gdzie Anne przemawiającą jego kosztem. Popełniła ona błąd, którego wyjątkowo nie lubię u pisarzy (błąd, który przysłania nawet banały i niedorzeczności, jakie czasem zdarza jej się wypisywać) - tak bardzo pokochała swojego bohatera, że straciła do niego dystans, zaczęła traktować go zbyt poważnie. Lestat przestał być autonomicznym fikcyjnym bohaterem, a stał się częścią samej autorki. I vice versa - autorka stała się bohaterem. Stąd to natrętne idealizowanie, stąd ta grubymi nićmi szyta 'filozofia', przewijająca się przez powieść niczym widmo. Stąd też mój problem z Lestatem.