Wiersze Stana Rice'a

Zmarły w 2002 roku Stan Rice, był mężem Anne, pierwowzorem postaci Lestata, a także, co nie każdy wie, naprawdę utalentowanym poetą, może trochę mniej utalentowanym malarzem i wykładowcą Języka angielskiego i Twórczego pisania na Uniwersytecie Stanowym w San Francisco. Jego najsłynniejszy i pierwszy opubikowny tomik wierszy: Owieczka nie byle jaka, tłumaczona także jako Piękne jagniątko (ang. Some Lamb) powstał, podobnie jak Wywiad z wampirem Anne, po śmierci ich córki Michelle, co wyraźnie zaznacza sie w takich wierszach jak: Królik Tragiczny czy Ich udział.
Wiersze pana Rice są, w przeciwieństwie do literatury uprawianej przez jego żonę, bardzo trudne w odbiorze i z pewnością nie tak komercyjne, choć oboje tych autorów łączy miłość do pięknego języka, u Stana wyrażająca się głównie w przepięknie skonstruowanych, niebanalnych metaforach.
Poezja Stana Rice'a w Polsce znana jest tylko w zasadzie z książek Anne, która wiersze męża włączyła w strukturę swoich powieści: Królowej Potępionych, Sługi Kości i Memnocha Diabła.
Tu przedstawiamy te wiersze, które udało się nam wyłapać, jeżeli coś przeoczyliśmy prosimy o nadsyłanie braków przez uważnych szperaczy. :)

Ich udział


Zmarli nie dzielą się.
Chociaż wychylają się ku nam
z grobów (przysięgam,
że się wychylają), nie podają
nam swych serc.
Podają swoje głowy,
tę ich część, która patrzy uparcie.

tłum. Paweł Korombel

O Niebiosach


Kim są te cienie, na które czekamy, wierząc,
że któregoś dnia zjadą z nieba
w limuzynach?
Róża,
chociaż zna odpowiedź na to pytanie,
nie ma głosu
i nie może nic powiedzieć.
Moja śmiertelna połowa śmieje się.
Szyfr i sens nie są jednym i tym samym.
Czymże jest anioł,
jeśli nie tylko zjawą w bryczce?

tłum. Paweł Korombel
Treść dzieła (1983)

Teksańska suita


Tu zupę z trupa
serwują na pięć. (5)
Nie trzeba czekać
przed bramą niebios
po przaśną śmierć.
W tym właśnie rogu
na amen skończysz z każdym z nałogów
Menu śliczności, lecz przede wszystkim z gości różności.
Jedna zasada - od stołu wara,
Póki coś z ciebie nie chlapnie do gara.
- Jeszcze będziesz tu jadł.
- Jakbyś zgadł.

tłum. Paweł Korombel
Owieczka nie byle jaka (1975)

Elegia


Powiedz to
Z rytmiczną ciągłością.
Żywe stworzenia,
szczegół po szczególe.
Powiedz to,
jak konieczność, w rytmie
o solidnym kształcie.
Kobieta. Ramiona uniesione. Zjadaczka cienia.

tłum. Paweł Korombel
Irlandzki rebeliant (1976)

Królik Tragiczny


Oto rysunek, królik tragiczny.
Uszy w błocie jak młode zielone kukurydze.
Czarnego czoła lusterko odbija gwiazdy.
Rysunek na mojej ścianie, samotny,
jak to z zającami bywa
lub nie. Tłuste czerwone policzki -
sztuka pełnym pyszczkiem - nos drży
nawykiem nie do przezwyciężenia.
I ty królikiem możesz być; zielony i czerwony
twój grzbiet, niebieska ludzka wątła pierś.
Lecz jeśli kiedyś znęci cię królicza postać,
Prawdziwego Ciała strzeż się, ono
strąci cię z tragicznego konia,
przeniknie tragiczne szeregi niczym zjawa
marmur; twoje rany zasklepią się
tak szybko, że
woda zbieleje z zazdrości.
Króliki namalowane na białym papierze
przemogą wszelkie czary, na nic króliczy chów,
i uszy - kukurydze rogową zalśnią silnią.
Więc strzeż się smaku tragicznego życia -
bo w tej króliczej paści
każda barwa błyszczy niczym słońca miecz,
a Najwyższy wcielił się w nożyczki, czy tego chcesz czy nie.

tłum. Paweł Korombel
Owieczka nie byle jaka (1975)

bez tytułu


Bardzo niewiele
bardziej zasługuje na nasze zachody,
niż zrozumienie
talentu Materii.
...
Pszczoła, żywa pszczoła
tłucze o szybę, usiłuje się wydostać, skazana na swój los,
ona nie rozumie.

tłum. Paweł Korombel
Ewolucja świni (1999)

Kanibal


Ukryj mnie
przede mną.
Napełnij te
dziury oczami,
bo moje już nie
moje. Ukryj
mą głowę i chęci,
bo jestem zły,
tak martwy za życia,
tak pełen czasu.
Bądź skrzydłem
i zasłoń moje ja
przed żądzą,
by rybą na haku
być.
To ciepłe
wino
z robaka
słodkie jest na oko
i moje ja oślepia.
I serce me też
ukryj, bo
w tempie tym
i je wrąbię
na czas.

tłum. Paweł Korombel
Owieczka nie byle jaka (1975)

Wiersz o wczołgiwaniu się do łóżka: Gorycz


Niektóre stworzenia rozjaśniają się z nadejściem nocy
i smutek w Rembrandta przemieniają.
Ale przeważnie pośpiech czasu
to żart; z nas. Ćma płomienista
nie może się śmiać. Co za szczęście
Mity umarły
...
Skrzydła poruszają prześwietlony słońcem kurz
katedry, w której
przeszłość tkwi
po szyję w marmurze..

tłum. Paweł Korombel
Treść dzieła (1983)

Fragmenty greckie


W zeszklonej zieleni żywopłotu,
winorośli
i niejadalnych truskawek
lilie są białe; odległe; nieogarnione.
Gotowe były stać się naszymi strażnikami.
Są barbarzyńcami.

tłum. Paweł Korombel
Treść dzieła (1983)

Kiedyś mieliśmy słowa


Kiedyś mieliśmy słowa.
Wół i sokół. Pług.
Panowała zrozumiałość.
Dzikość? To rogi
zakrzywione.
Mieszkaliśmy w kamiennych komnatach.
Zwieszałyśmy włosy za okno i po nich wspinali się mężczyźni.
Brud za uszami, kędziory.
Na każdym wzgórku król
tego wzgórka. Nocą nitki były wciągane
Z gobelinów. Rozstrzępiani ludzie darli się wniebogłosy.
Księżyc pokazywał wszystkie kwadry. Mieliśmy słowa.
...

tłum. Paweł Korombel
Irlandzki rebeliant (1976)

Teksańska suita


Nikt nie słucha.
Teraz możesz śpiewać pieśń swojego 'ja',
jak robią to ptaki, nie dla terytorium
czy dominacji,
ale dla samopowiększenia.
Niech coś
powstanie z niczego.
...

tłum. Paweł Korombel
Treść dzieła (1983)

Kości niedoli


Złote są kości niedoli.
Gdzie podzieje się ich blask.
Sięgnąć może do wnętrza,
Drążyć brzask.

Płaczący ojcowie, z którymi piliśmy,
i mleko matki, i finalny smród.
Możemy marzyć, lecz nie myśleć.
Złote kości u twych stóp.

Złoto, srebro, jedwab, miedź.
Niedola to woda wstrząśnięta z mlekiem.
Atak serca, zabójca, rak.
Kto by pomyślał, że kości tańczą tak.

Złote są kości niedoli.
Szkielet tuli szkielet.
Słowa duchów są nieznane.
Uczymy się ignorancji.

tłum. Maciejka Mazan
Owieczka nie byle jaka (1975)

Jak odsunąć ciemność i szablon


Jak odsunąć ciemność
i szablon, który znosi każdy,
od siebie - pod ścianę, tam gdzie kapelusz
wynika ze szpiku i ziewnięć -
jak utrzymać głowę ponad krzykiem
i pochówkiem, gdzie rodzą się szablony -
jak szeregi myją swe serca
i wyżymają je po to, by znów nasiąkły - ludzie
plamiący lustra - ostrzenie kling -
język i rzęsy Słodkiej Sprawy
chwiejny kształt dnia w obszernym cieniu -
jak odsunąć ciemność?
A może jako kula, w lśniącym stroju lub naga - przeszyć
każdą jednostkę - każdy zegar - wyostrzoną sztuką
lub winem - jak
wejść w igłę, w materiał -
jak przyjąć szablon, który znosi każdy, i nie stracić niczego, kiedy go zedrzesz.

tłum. Maciejka Mazan
Owieczka nie byle jaka (1975)

Teoria estetyki


Wysnuj wiersz z uszu.
Powiedz go
tak, by jego płatki wysłodziły się
jak mózg w słoju.
Orzech włoski, roztopiony myślą.
Zrób z niego wiersz niemal
nieuczenie świadomy
i niech jego świadomość
sączy się syropem z ugodzonego pnia.
Niech wśliźnie się do molekularnej kurewki
i przyłoży usta
atomu do jej rdzenia.
Wysnuj jego łodygę,
by ukazał płód. Niech rodzi
dzieci o lśniących, żwawych żuchwach,
niech psy jęczą, kiedy je minie,
wypuść go ze słoja,
niech ułoży się z naszym ciałem, naszym chaosem.
Niech będzie głodnym, złym wrogiem Śmierci.
Przenieś go na papier. Odczytaj. Uczyń operację
jego westchnieniem, a takie żądło
skorpiony zwą Jahwe i Kimś.
Zrób to teraz, zanim przegrasz.
Wysnuj go, zapłodnij, wygłaszcz,
niech będzie wydajny, niech będzie sprawny,
uczyń go poezją bardziej, niż Poezja zdoła znieść.

tłum. Maciejka Mazan
Owieczka nie byle jaka (1975)

Lament


Nie płacz, dziecino.
Płacz.
Żaba zjadła białą ćmę.
Żaba nie płakała.
Dlatego jest żabą.
Ćma nie płakała.
Nie ma już ćmy.
Nie płacz, dziecino. Płacz. Tak wiele przed nami.
Ja też zapłaczę.
Zapłaczę nad tobą.

tłum. Maciejka Mazan
Owieczka nie byle jaka (1975)

Czego nie zaplanował Bóg


Sny ze stu dni
łzy do studni
Idź zaczerpnąć
wody ze studni
Przynieś ją czystą
Przejrzystą
Bóg nie tworzył
świata ze studni
kiedy będziesz więc
przy studni
krzyknij w głąb
i powiedz mu
że wody jest po wrąb
i może iść do diabła.

24 czerwca 1993

Ofiarowanie


Czemuś
Co zapobiega nicości
Niczym dzik u Homera
Szalejący
Z białymi szablami
Przedzierający się przez ludzkie szeregi
Jak przez łan zboża
I tylko temu
Ofiarowuję to cierpienie memu ojcu.

16 października 1993

Duet przy Iberville Street


Mężczyzna w czarnej skórze
kupuje szczura, by nakarmić swego pytona.
Nie szuka niczego konkretnego,
każdy szczur się nada.
Wracając ze sklepu zoologicznego,
Widzę, jak przy hotelowym garażu
Mężczyzna wycina z bloku lodu łabędzia
Piłą łańcuchową.


30 stycznia 1994