Anne Rice

Stanowisko autorki wobec filmu: Wywiad z wampirem


Drodzy czytelnicy i widzowie

Jak pewnie wiecie, podczas gdy David Geffen zajmował się produkcją filmu, autorka książki została pozbawiona możliwości utrzymywania kontaktu z nim czy też z jakąkolwiek osobą z jego studia.

Gdy ogłoszono, że Tom Cruise ma odtwarzać rolę Lestata, miałam co do tego duże obiekcje i nie szczędziłam dosadnej krytyki. Podobnie wielu moich czytelników. Mówiłam o tym otwarcie. Po niedługim czasie pomiędzy mną i wszystkimi sprawami związanymi z produkcją zapadła kurtyna, i to nie bez powodu. Nikt nie lubi, gdy się go krytykuje, i do dotyczy również ludzi z branży filmowej.

Rozumiem i akceptuję to, co się stało. Ale nie uważam, by filmy czy książki były niczym rozgrywki sportowe. Nie można od ręki oświadczyć, kto zdobył bazę czy strzelił gola. Więc wypowiadanie się na temat obsady było w porządku, i wcale tego nie żałuję.

Ale kontynuując...

Nie widziałam żadnych wczesnych wersji WZW; nie widziałam żadnych urywków. Nie byłam na żadnych specjalnych pokazach. Dopiero gdy sam David Geffen podjął niespotykane ryzyko wysłania mi filmu na kasecie VHS, zobaczyłam go. Do kasety tej podeszłam ze strachem przed tym, że zostanę zraniona, załamana, rozczarowana, zniszczona przez końcowy efekt.

Kiedy zobaczyłam film na wideo, od razu dałam wszystkim znać o moich miłych odczuciach, oświadczając, że po prostu go uwielbiam. Wykupiłam dwie strony w magazynie VARIETY, by wypowiedzieć się na jego temat w szczerym i nieedytowanym ogłoszeniu. Nikt nie kontrolował tego co piszę, nikt nie miał okazji usunąć tego jakiejkolwiek części. Pokochałam ten film. Tak powiedziałam. Wtedy nie miałam pojęcia, że film okaże się ogromnym sukcesem. Naprawdę miałam taką nadzieję, ale wtedy o tym jeszcze nie wiedziałam. To było tak ekscentryczne, szalone, dziwne. Dałam wszystkim poznać moje miłe odczucia co do niego, przygotowana na to, by zatonąć wraz z nim, gdyby poniósł porażkę, to znaczy, by okazać się niemądrą przez komplementowanie go, to znaczy, że w świetle porażki wyszłabym na głupią, tak bardzo go komplementując. To był dla mnie jedyny wybór właściwy moralnie i odpowiadający mojemu poczuciu estetyki. Zrobiłam to co kazało mi serce.

Mówią, że to co stało się podczas pierwszego weekendu emisji przeszło już teraz do historii kina. Film zarobił jakieś 35 milionów dolarów, i złamał wszystkie rekordy związane z czasem wyświetlania, ilością publiczności, etc. Nie pamiętam wszystkich szczegółów, ale był to słodki amerykański sukces. I wtedy dziwił mnie nie mniej niż dzisiaj.

Jednakże jak dotąd nie omawiałam szczegółowo filmu na forum publicznym. Nie chciałam wpływać na jego odbiór przez innych ludzi. Moje pozytywne komentarze formułowałam bardzo ogólnie, żeby nie ukształtowały one powszechnej akceptacji czy odrzucenia poszczególnych aspektów filmu.

Cóż, minął ponad miesiąc. Mam założoną linię telefoniczną-1-504-522-8634-od tygodni w Nowym Orleanie; po to by ludzie mogli nagrywać swoje osobiste reakcje na film na sekretarce. Film wyświetlają teraz na całym świecie.

Dlatego myślę, że nadszedł już czas na to, bym w szczegółach przedstawiła moją opinię o filmie. Zaistniał on już w ogólnej świadomości. Można już omówić szczegóły.

Chcę to zrobić. Dlatego to piszę. Ten esej czy komentarz czy cokolwiek to jest - jest w pełni ukształtowany przez osobiste odczucia i preferencje. Nie pretenduje do jakichkolwiek standardów słowa pisanego. To po prostu moje omówienie filmu punkt po punkcie. Napisałam to dla siebie i dla wszystkich innych, którzy chcieliby się dowiedzieć, jak autorka przyjęła WYWIAD Z WAMPIREM-FILM.

Jeśli takie osobiste oświadczenie wydaje się aroganckie, proszę, spójrzcie na to z innej strony. Bardzo pragnę w pełni wyłożyć moje opinie, nie powierzając ich jakiemuś redaktorowi czy też dziennikarzowi, którzy mogliby z jakichś powodów obciąć je, czy też zacytować wyjęte z kontekstu.

Spójrzcie na ten gest jako typowo amerykański. Mam coś do powiedzenia. Mówię to. Nie czekam, aż ktoś mnie o to zapyta, przeprowadzi wywiad, który ukaże się w prasie.

Tym co napędza to oświadczenie jest namiętna miłość do tego filmu, cudowna ulga, że istnieje teraz w formie, która może być zachowana; że jest taki, jakim marzyłam, że mógłby być, i że przeszłam przez całe to doświadczenie nie będąc zniszczoną. Film średniej jakości zdruzgotałby mnie tak samo jak film zły. Myślę, że WZW był wyjątkowy.

Więc zaczynam, punkt po punkcie:

Wygląd filmu

Wygląd WZW był dla mnie doskonały. Dante Ferretti wiedział dokładnie, co robił z dekoracjami. Kostiumy były bez zarzutu. A zdjęcia Philippa Rousselot były niezwykłe. Makijaż Stana Winstona stworzył pełen grozy wygląd nie z tego świata. Muzyka Elliota Goldenthala wydała mi się zupełnie wspaniała.

Mała notka: Fryzury postaci w filmie były ekscentryczne - nie imały się tego co opisałam w książce czy scenariuszu, a także przekazów historycznych. Były jednak bardzo interesujące, czasami bardziej niż piękne, i dobrze spełniały swoją rolę.

Początkowe ujęcie San Francisco ukazało srogość tego miasta, urbanistyczną mieszankę desperacji, biedy i bogatego życia. Chociaż Brad Pitt nie wyglądał na "pięknego" jak zaplanowałam w scenie początkowej (aktor sam w sobie jest właściwie niewiarygodnie piękny) był bosko nieziemski -- makijaż Stana Winstona miał sobie właściwą doskonałość i urok, z niebieskimi żyłkami pod skórą, a Brad wymawiał swe kwestie śmiało i właściwie.

Gdy film przeskoczył do osiemnastowiecznej Luizjany, zyskał nastrój i atmosferę filmu pirackiego-oszmacony, obszarpany, i pełny szczurów i świec. Wspaniały. To nieskończenie lepsze niż ten przeładowany ozdobami wygląd rodem z Niebezpiecznych Związków, który doskonale nadał się do tego filmu, ale który nigdy nie złapałby tego wilgotnego, kruchego, i wytrwale naprędce skleconego życia kolonii Nowego Orleanu.

Przejście do Paryża było cudowne. W kilku słowach i ujęciach, film ukazał tą jedyną w swoim rodzaju żywotność wielkiego miasta stołecznego, a kontrast z kolonią był wspaniały i porywający.

Końcowe sceny w Nowym Orleanie były doskonale wyważone. Ujęły ten miły brak ładu w Nowym Orleanie i tajemnicze piękno jego rozrośniętych i zaniedbanych ogrodów.

Scenografia, kostiumy, oświetlenie, zdjęcia i cały kunszt filmu wydają mi się bardzo okazałe i emocjonująco udane. Byłam wdzięczna za tą bezkompromisową soczystość filmu, za jego cudowne wnętrza i piękne w swojej prostocie plenery, za jego bezlitosną dbałość o szczegóły w tworzeniu ogromnego i atrakcyjnego i całkowicie przekonywującego świata, wszystko z dobrej i nieskończenie zróżnicowanej tkaniny. Brawo!

Teraz chciałabym omówić aktorów i aktorki. Używam ich imion nie dlatego że znam dobrze tych ludzi czy coś podobnego, ale dlatego, że używanie nazwisk zawsze brzmiało dla mnie bardzo chłodno. Nie lubię tego. A więc....

Na temat Brada Pitta:

Brad Pitt od samego początku oddaje rozpacz Louisa z niewiarygodnym uczuciem. Odgrywał swą rolę spokojnie i cicho, a w odczuciu moim i wielu widzów (dzwonią do mnie i mówią o tym) doskonale zrozumiał na czym polega poczucie winy, winy która czasami nie wiąże się z czyjąś śmiercią czy kogoś utratą. Pokazał rozpacz kogoś opadłego z łask, kto stracił wiarę, był świadkiem czegoś czego nie był w stanie znieść. Oczy Brada, jego gesty, jego cichy głos podczas filmu były wprost magiczne.

Jak na ironię, Louis którego Brad Pitt zagrał na ekranie jest bardziej wyciszony niż Louis z powieści czy z mojej pierwotnej wersji scenariusza (który został oczywiście napisany jeszcze raz, zmieniony i edytowany i powiększony przez Neila Jordana). Ale Brad Pitt sprawił, że ta cierpiąca w ciszy postać była całkowicie wzruszająca i sympatyczna. Wydaje się, że połączył młodość i stateczność, akceptację i sumienie.
Moje ulubione momenty z Bradem Pittem:

Cichy głos Brada wymawiający jedno krótkie słowo "Nie", gdy Lestat przygotowuje się do obdarzenia Claudii Mrocznym Darem.

Ostatnia prawdziwa wspólna scena Brada z Claudią, ich dyskusja na balkonie pokoju w hotelu - następny dodatek Jordana którego nie było w moim oryginalnym scenariuszu.

Twarz Brada gdy odnajduje popioły w wieży, i gdy odwraca się by stawić czoła tym którzy skrzywdzili go tak głęboko. Całkowicie mistrzowskie aktorstwo. Jedna z najbardziej bolesnych i wspaniale dopracowanych scen które kiedykolwiek widziałam. Brad wykonał to bez słowa. Wspaniale.

Ciche rozmowy Brada z Armandem, szczególnie ta ostatnia, której nie napisałam, ale wydało mi się, że cudownie oddaje dramat odejścia od siebie tych dwóch postaci. Intymność tej sceny, jej delikatność, powściągliwość i miłość - wszystko to cudownie się oglądało.

Gniew Brada w ostatnich momentach z Christianem Slaterem. Doskonały.

Wiele było podobnych momentów z Bradem Pittem.

Szanuję i jestem mile zaskoczona ostatnią "wsiurską" personą Brada. Kusiło mnie by napisać satyrę pt. "WYWIAD Z WAMPIREM WSIUREM" specjalnie dla niego i pewnie to zrobię. (Uwielbiałam Brada w Kalifornii. Mam już opracowaną cała historię i wydaje mi się, że Konstytucja ochrania prawo do satyry. Kto wie? Może spodoba się to Saturday Night Live. Od lat marzyłam o pisaniu dla Saturday Night Live.) Czytelnicy którzy do mnie dzwonią chcieliby zobaczyć Brada w ekranizacjach następnych kronik. A więc, Brad? Czy burrito naprawdę smakuje lepiej niż nieśmiertelność? A na poważnie, byłeś subtelnym i rozdzierającym serce Louisem; jakkolwiek czułeś grając, sprawiłeś że publiczność padała przed tobą na kolana.

Na temat Toma Cruise'a:

Od momentu gdy się pojawił Tom był dla mnie Lestatem. Posiada tą jego niewiarygodnie silną fizyczną i moralną prezencję; był wyzywający lecz nigdy pozbawiony sumienia; był piękny nie do opisania lecz jednak zmuszał do czynienia okrutnych rzeczy. Niewiarygodne piękno Toma było oślepiające, a jego wytworne aktorstwo, jego bezbłędne wejście w osobowość Lestata, jego zdolność do brawurowego wymawiania poetyckich kwestii, i wymawiania ich z łatwością i przekonaniem były ożywiające i podnoszące na duchu. Ten facet jest wspaniały.

Skromność nie jest moją dobrą stroną. Lubię wyobrażać sobie, że Lestat Toma będzie pamiętany jak pamięta się Hamleta Oliviera. Może kiedyś zagra go ktoś inny, ale rola Toma nigdy nie będzie zapomniana.

(Chciałabym poinformować wszystkich, że jeśli uważają, że mówiąc to wszystko na temat Toma zaprzeczam sama sobie, to po prostu nie znają faktów. Moje obiekcje co do jego obsadzenia wzięły się ze zaznajomienia z jego dotychczasową pracą, którą uwielbiam. Wielu świetnych aktorów zostało obsadzonych w niewłaściwych rolach, nie radząc sobie z nimi. Nie muszę ich tutaj wspominać. Po co krzywdzić kogokolwiek mówiąc o niepowodzeniu w jego karierze? Widzieliśmy jednak jak ci aktorzy wciąż potykali się próbując osiągnąć coś, co leżało poza ich zasięgiem.

Tego, że Tomowi udało się jednak dobrze zagrać Lestata, nie było w mojej kryształowej kuli. Wielki plus dla niego za to, że pokazał jak bardzo się myliłam. Ale ogólne obiekcje co do jego obsadzenia? Miały solidne podstawy. Dość już na ten temat. Tom jest wspaniałym aktorem. Tom pragnie wyzwań. Tom nie ima się etykiety największej gwiazdy box-office'u na świecie, którą mu nadano. Jest lepszy.)
Ulubione momenty z Tomem:

Pierwszy atak Toma na Louisa, wyniesienie go w powietrze, tak bardzo komplementowane przez Caryn James w New York Timesie. Ach! Bardzo śmiała scena. Najwspanialsza scena romantyczna w jakimkolwiek filmie, i proszę odczytać znaczenie słowa "romantyczna" jako stary i czcigodny termin opisujący ponadczasowe artystyczne formy poetyckie, powieściowe i filmowe.

Romantyzm to boskie słowo które nigdy nie dało się zdegenerować przez te powieści z kioskowej wystawy, z mdlejącymi kobietami na okładce. Romantyzm będzie z nami po wsze czasy. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o Romantyzmie, wypożyczcie sobie film Fisher King i posłuchajcie jak Robin Williams tłumaczy głębsze znaczenie romantyczności swej nowej towarzyszce. Warto, wierzcie mi.
Z powrotem do Toma: inne wspaniałe momenty.

Tom uwodzący Louisa dogorywającego na łóżku, gdy oferuje mu Mroczny Dar. Raz jeszcze, Tom dał Lestatowi męskość i nieokreśloność płci, która sprawiła, że jego propozycja wydała się nie do odrzucenia. Był niemalże oślepiający. Ja sama zgodziłabym się na Mroczny Dar, gdybym była wtedy na miejscu. Tylko aktor z kompletną pewnością tego co robi mógł tak odegrać tą scenę, czy którąkolwiek z pozostałych.

Przypływ gniewu u Toma w reakcji na powtarzające się pytania Louisa. Jego krok, jego głos-głośny i jednocześnie ciepły, jego frustracja, oczywisty smutek, i wewnętrzny konflikt. Raz jeszcze, Tom przejął sobą ekran, kino, umysł widza. Ogromna moc.

Tom jadący na koniu między ogniskami niewolników, a następnie odwracający swego konia, by stawić czoła podejrzliwym śmiertelnikom. To przypominało Errola Flynna, Rudiego Valentino. Było równie wspaniałe jak znakomitości opery grające Mefista. Tylko prawdziwa "gwiazda" jest zdolna do zagrania takiej sceny, i ja sama jestem zadziwiona tak samo jak... pewnie wszyscy w Hollywood. Zamknijmy to w jednym słowie: Wspaniale! (Nie, nie mogę przestać o tym mówić.)
Jeśli miałabym wybrać jeden jedyny obraz z tego filmu, byłoby to ujęcie Lestata na koniu, spoglądającego na podejrzliwych śmiertelników.

To był i jest mój bohater. To był i jest mój mężczyzna. Lestat po prostu nikogo się nie boi. Nie byłby w stanie. Nienawidzi tego czym jest tak samo jak Louis, ale nie może zrobić nic poza ciągłym kroczeniem do przodu, próbami sprawienia, by egzystencja była siebie warta, próbami tworzenia. Zna składniki potrzebne do otrzymania sukcesu, i nie obchodzą go te mogące prowadzić do porażki. To jest Lestat.

Rozdrażnienie Toma i jego oczywisty ból, w scenie z krwawiącą dziewką i trumną, jednej ze scen z książki, których nie umieściłam w moim scenariuszu. Prawdopodobnie wstawił ją Neil Jordan. Jeśli Tom nie dałby tej scenie takiej głębi, nie można by było na nią patrzeć. Jego desperacja, podatność na zranienia, one sprawiły że wypadła dobrze, a on zrobił w niej z siebie obiekt godny współczucia. To bardzo niełatwe zadanie! Ale poza tym scena wydała mi się obrzydliwa.

Scena gdy Tom spogląda przez zielone rolety i padający deszcz, wiedząc, że Louis jest gdzieś tam, pośród nocy. To ujęcie było cudowne i pełne ekspresji. Znowu, to ten aktor nadał jej głębi na subtelne sposoby, które zna jedynie on sam.

Tom zmieniający Claudię, i chciałabym tu skomplementować całe trio... Toma, Kirsten, Brada... Scena jest szczegółowo wyreżyserowana i oddaje intymność, bluźnierstwo i niezaprzeczalną niewinność i niezręczność człowieka, który posiada nadnaturalny dar, którym może się podzielić, i w swoim bólu i zagubieniu decyduje się to zrobić, nie ważne, do czego to doprowadzi. To scena na te czasy, dla naszego świata naukowych i medycznych cudów, tak jak którakolwiek scena we Frankensteinie, a Tom prowadził ją do ostatniej sekundy.

Później, zaskoczenie Toma, gdy po tym jak przynosi Claudii lalkę, widzi, że zwraca się ona przeciwko niemu. Mniej więcej połowa tego co napisałam o tej scenie w scenariuszu, albo nawet mniej, znalazła się w filmie, i bardzo podobało mi się to, co zobaczyłam. Chciałabym żeby wykorzystali wersję tej sceny, która znalazła się w Królowej Przeklętych (mam na myśli odkrycie pamiętnika Claudii przez Jesse i wpis traktujący o tym, co się stało), ale to co zrobili i tak było wspaniałe.

Zachowanie i wyraz twarzy Toma podczas tej niebezpiecznej nocy gdy Claudia podchodzi do niego i ofiarowuje mu "prezent na zgodę". Zbliżenie na tą dwójkę siedzącą przy klawesynie. Tom siedzi, jeśli dobrze pamiętam. Kirsten jest za nim i jakoby daje mu odczuć tą akceptację, której tak potrzebował. To sceny takie jak ta, wraz z Tomem, sprawiają że film jest dobry.

Każda humorystyczna scena, do której podszedł Tom, była jego całkowitym sukcesem. Szczur i kieliszek, uwielbiam to. Humor dodany widocznie przez Neila Jordana-pudelki, nauczyciel gry na pianinie walący się na klawiaturę, krawcowa kopiąca w kalendarz... Cóż, wszystko tak bardzo mi się nie podobało, ale Tom grał z prawdziwą inteligencją i wyczuciem stylu. I tak, MOŻNA śmiać się podczas tych momentów. Robimy to za każdym razem kiedy oglądamy film.

W filmie jest jeszcze wiele innych wspaniałych momentów z Tomem Cruisem. Wiele. Ale to właśnie te, które teraz są najbliższe memu sercu.

Czytelnicy którzy do mnie dzwonią straszliwie chcieliby zobaczyć Toma w Wampirze Lestacie. Mam nadzieję, że tak będzie. Mam nadzieję, że to ja będę pisała scenariusz filmu. Moc Toma, jego wiedza, umiejętności, magnetyzm i integralność artystyczna stanowią znakomitą część i pole rozwoju sukcesu WZW, i nie ma wątpliwości, że Tom przeniósłby swą moc i magię do WL.

(Pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Do tych z was, którzy nie czytali WL-nie jest to kontynuacja WZW. Jest to kompletna, odrębna powieść, rozpoczynająca Kroniki Wampirze. WZW był filmem trudnym do nakręcenia. WL będzie wymagał poświęcenia, pieniędzy i ogromnej wiary tak jak i talentu, ale w porównaniu z WZW, jest o wiele, o wiele bardziej łatwy do przeniesienia na taśmę filmową. Lestat jest prawdziwym bohaterem WL. Jest całkowicie sympatyczny. Sztuką, wydaje mi się, będzie przedstawienie w filmie wszystkich przygód Lestata... Poczynając od śniegów Owernii, po bulwary Paryża, przez piaski Egiptu, wizytę w sanktuarium Mariusa, aż na scenę dwudziestowiecznego koncertu rockowego. Opowieści Armanda i Mariusa to też długie wycieczki fabuły. Mam nadzieję, że Tom poradzi sobie z tą podróżą.)

Jedna uwaga: dziwi mnie ta rozbieżność pomiędzy sposobem, w jaki Tom odegrał Lestata, i sposobem w jaki mój bohater, Producent David Geffen, i inni, opisywali Lestata jako postać. Czy Tom samemu rozszerzył, rozjaśnił tą rolę i sprawił, że stała się bardziej głęboka, niż ktokolwiek pomyślał że może być? Nie wiem. David Geffen nazwał Lestata "wrednym" podczas wywiadu z Barbarą Walters. Wredny? Nie rozumiem. Ale David Geffen stał się moim bohaterem za to, że doprowadził do powstania tego filmu. Nikt inny nie mógł tego zrobić. Więc po co rozwodzić się nad tym, co powiedział David?

Oczywiście, istnieje jeden problem, stworzony przez niezaprzeczalny urok gry Toma. Skoro wcale nie jest taki wredny, dlaczego Louis go nienawidzi? Jak może? No cóż, któregoś dnia wymyślę jakieś płytkie wytłumaczenie dla tego problemu. Tom zagrał doskonale. A Louis to Louis. Nic nie może zadowolić Louisa. Film dobrze to oddaje.

Na temat Kirsten Dunst:

Bezbłędna i wspaniała jako Claudia, szokująca swymi płynnymi, doskonale wymierzonymi przejściami między dorosłością i dziecięcą niewinnością. Zagrała o wiele mniej złowieszczą Claudię niż ta, która znajduje się w książce, i może trochę bardziej niewinną niż w moim oryginalnym scenariuszu. Ale ta zmiana zadziałała wspaniale, ukazując publiczności rozdzierający serce dylemat postaci. Była kobietą, ale w ciele dziecka. Aktorka pokazała niezwykły spryt i inteligencję, a także tragiczną dziecięcą podatność na zranienia, i ujmującym za serce głębokim odczuwaniem rozczarowań.

Jeśli ktoś nie rozumie o co tutaj chodzi-wszystkie kobiety są zamknięte w ciałach lalek; wszystkie zapatrzone w siebie ludzkie dusze są zamknięte w śmiertelnych i zwykle ograniczających je ciałach-może nie powinien wydawać opinii na temat kinematografii. Twierdzenie że film ten zawierał tylko jedną ideę, czy też nie zawierał żadnej, jak powiedziała Janet Maslin w New York Timesie, to, moim zdaniem, całkowite niedocenienie filmu.

Większa część idei przekazywanych przez film oscyluje wokół Claudii, a jej dylemat jest właściwie w każdym z nas. To że film wzbudza i podtrzymuje do niej sympatię, tak że jej nieuniknione przeznaczenie jest i dla nas tragedią, jest wielkim osiągnięciem kinematografii.

To czego Kirsten dokonała w tym filmie zadało cios sztywnemu, głupiemu schematowi demonicznego dziecka. Kirsten puściła w niepamięć film Złe nasienie. Jest całkowicie ponad te lalkowate dziecięce wampiry z innych filmów. Wyjawiła nam motywy swojej przemocy i dała nam głębsze zrozumienie wszystkich zasad moralnych nam danych, czy też przez nas stworzonych. To że żadne z jej zachowań, słów czy gestów nie było lubieżne było wielkim osiągnięciem.
Ulubione momenty z Kirsten:

Cała scena przemiany w łóżku, od cierpiącej sierotki do wspaniałego dziecięcego zabójcy.

Kiedy spogląda w dół na Rue Royale i mówi "To znaczy...Że nie dane jest mi dorosnąć."

Jej cichy głos w scenie, gdy Lestat przynosi jej lalkę (jeszcze raz, została może połowa tego, co o tym napisałam, może nawet mniej, ale lubię zmiany Jordana oprócz jednej pomniejszej kwestii którą omówię później.)

Jej uwiedzenie Lestata i następujący po nim atak na niego, szczególnie moment gdy wskakuje na kanapę obok tych chłopczyków i uśmiecha się do niego. Doskonałość.

Jej pełne miłości, intymne sceny z Louisem, w których staje się ona kobietą, przyjmując rolę i córki, i matki.

Doskonały odcień niedojrzałej niewinności podczas całego filmu. Ten film to nie jakieś porno, i nikt nie ukazuje tego lepiej niż Claudia. Nie chodzi tu w ogóle o zboczenie. Nigdy nie miało tak być. Chodzi o chęć każdego znas, by żyć w świetle i doświadczać łaski. Kirsten zrozumiała to wszystko.

Jej ostatnia scena

Znowu, jest jeszcze wiele, bardzo wiele innych wspaniałych momentów z Kirsten.

Na temat Antonia Banderasa:

Jako Armand, nadał roli oryginalną interpretację, całkowicie inną od mojej w książce czy scenariuszu, lecz dla mnie była to interpretacja posiadająca wyjątkowy i szczególny urok. Antonio posiadał magnetyzm mistrza wampirów. Miał tą cichą pewność siebie i oczywistą moć oczarowywania. Myślę, że zbawił scenę w Teatrze Wampirów, z jego niezaprzeczalną wyższością. Wcielił w życie tajemnicę Armanda i jemu szczególną jakość całkowicie pragmatycznego zła. Wiemy dlaczego zrobił to co zrobił; wiemy że to było złe; ale w pewien sposób jesteśmy w stanie go zrozumieć.

Wolałabym ujrzeć jego piękne loki, takie jak w Domu dusz czy Filadelfii. Ale był całkowicie dobry jako Armand, "najstarszy żywy wampir na świecie". Czytelnicy przyjęli jego rolę z otwartymi rękami. Mam nadzieję że pojawi się też w następnym filmie, może bez tej czarnej peruki? Ale jeśli o mnie chodzi, może pojawić się wyglądając jakkolwiek zechce.

Pojawia się w filmie na tak krótko, że mogę szczerze powiedzieć, że moje ulubione momenty z Antonio to wszystkie, w których wystąpił. A tym którym spodobał się ten aktor raz jeszcze polecam Dom dusz i Filadelfię. Tam zobaczycie więcej naszego Armanda niż w WZW.

Na temat Stephena Rea:

Ten aktor był zupełnie wspaniały jako Santiago, którego rola nie jest ani trochę sympatyczna, a w pewnej chwili Stephen dokłada swoje do historii kina. Chodzi o scenę w której Brad Pitt wychodzi z wieży, po tym jak widział rozsypujące się popioły. Brad spogląda na Stephena. Stephen uśmiecha się. Kto kiedykolwiek zapomni nikczemność tego uśmiechu? (Albo ból w na twarzy Brada.) Wspaniałe.
Naprawdę, to jedna z najlepszych scen w filmie.

Na temat Christiana Slatera:

Jest całkowicie przekonywujący jako dziennikarz prowadzący wywiad, i dodał mocy całej tej historii przez jego całkowicie zrozumiałe reakcje na opowieść. Dla mnie był raczej wystarczająco młody by zagrać Daniela Molloy'a, i mam nadzieję zobaczyć go także w WL, ale znowu, jeszcze nic nie wiadomo. Tak jak Antonio, Christian pokazuje się w filmie na tak krótko, że mogę szczerze powiedzieć, że moimi ulubionymi scenami z jego udziałem są wszystkie jego sceny.

Pozostali aktorzy:

Wszyscy doskonali, jeśli o mnie chodzi. Nie było ani jednej niewłaściwie wypowiedzianej kwestii. Niezłe wsparcie dla gwiazd. Ta kwarteronka*, Yvette, wydawała się naprawdę pochodzić z Luizjany. To nic prostego. Wszyscy oni byli dobrzy, naprawdę.

W sumie, obsada filmu składała się z aktorów o niezaprzeczalnym talencie, charyzmie, i niemalże urokliwym sposobie zachowania się. Moim zdaniem warto zapłacić za bilet chociażby po to, by ujrzeć ich aktorstwo.

Następna dygresja: piękno:

Wciąż i wciąż powtarzam, że ci aktorzy byli piękni. Mówiłam o ich darach fizycznych, ale na pewno ich piękno pochodzi z czegoś o wiele głębszego. Ci aktorzy i aktorki kształtują ich własny wygląd zewnętrzny poprzez swe wyedukowane umysły i serca. Piękno otacza ich i z nich emanuje. Kroczą w nim, cytując Byrona. Gdyby nie wykazali takiej głębi duszy w każdym słowie czy geście, ich "piękno" byłoby kruche, i ani trochę nie piękne. Chciałabym wam to dokładnie uzmysłowić, jako że "piękno" to tak pochopnie używane słowo.

Chciałabym także powiedzieć, że aktorzy ci wydają się piękni publiczności w całym kraju, niezależnie od płci czy też wieku. Mężczyźni nagrywający swe opinie na mojej sekretarce są i hetero i homo - seksualni. Starzy i młodzi. Pochłonęło ich to widowisko. Grono fanów Lestata obejmuje ludzi od kierowców ciężarówek po neurochirurgów. Niekoniecznie szufladkują go zgodnie z jego płcią czy seksualnością. Tak samo z kobietami. Z otwartymi sercami zareagowały na to, co widziały na ekranie.

A nawet wypowiadając się za tą jedną kobietę, pozwolę sobie powiedzieć, że bukiet wspaniałych facetów jest wielce pożądany, i raczej rzadko spotykany. Kobiety są głodne widoku pięknych mężczyzn. Głodne są stylowych i głębokich scen z pięknymi mężczyznami. Przed WZW, widziałam jedynie cenne skrawki męskiej piękności której pragnęłam. Dwa przykłady to Tom Berenger w filmie Last rites, kiedy zdejmuje koloratkę i kocha się z tą dziewczyną w zakrystii Świętego Patryka. Drugi to scena gdzie Madeline Stowe pieści Daniela Day Lewisa w Ostatnim Mohikaninie, która to scena koncentruje się na niej i uczuciach jakie żywi do mężczyzny w swych ramionach.

Powtórzę jeszcze raz, że sceny te w żaden sposób nie rażą heteroseksualnych mężczyzn. Dlaczego miałyby to robić? Oglądają Kurta Russella, Toma Cruise'a, Toma Berengera, Brada Pitta, Antonio Banderasa, Jeremiego Ironsa, Aidena Quinna i wszystkich innych pięknych mężczyzn z ich znanych powodów. I dlaczegóżby nie?

Ale przynosi mi ulgę to, że żyję wystarczająco długo, by zauważyć jak filmy zaczynają poważnie brać pod uwagę erotyczne gusta żeńskiej publiczności w równym stopniu jak męskiej. Mężczyźni są wysoce romantyczni, i pragną miłości tak jak zawsze jej pragnęli. Cóż może być bardziej romantyczne niż powieść Ludluma czy thiller z Jamesem Bondem albo film w stylu Backdraft? Teraz Hollywood wydaje się to rozumieć - to, że ten rodzaj romansu i Jane Eyre to jedno i to samo. Może jesteśmy świadkami całkowitej zmiany pojęcia "filmu romantycznego". Jesteśmy świadkami powrotu do przykładania większej wagi do emocji, heroizmu, odejścia od namiętności. Znowu, najwyższy czas!

Na temat reżyserii Neila Jordana, zdjęć i montażu filmu:

Zrzucam to wszystko razem dlatego że naprawdę nie wiem jak rozróżnić wkład reżysera od wkładu autora zdjęć czy montażysty. Nie wiem wystarczająco wiele o produkcji filmów. Nie wiem jak bardzo David Geffen wpłynął na ten film, scena po scenie. Nie było mnie przy tym, i nie miałam takiego doświadczyłam czegoś podobnego przy żadnym filmie.

A więc, pomówmy o filmie jako o filmie: Raz jeszcze-wygląd całego filmu to perfekcja. Miał w sobie ten półmrok, brud, delikatne ręcznie wykonany luksusy i zdobne aspiracje wieku osiemnastego i dziewiętnastego; te ubłocone rąbki ubrania.

Raz po raz widz był przybliżany do twarzy postaci, by słuchać, jak mówią cicho, obserwować ich oczy, usta. To było wspaniale i odważnie intymne. [...]**

Tempo całego filmu dla mnie (i większości dzwoniących czytelników) było wspaniałe. Film cechuje się oryginalnym rodzajem grozy. Dostarcza rozrywki! Wychodzisz rozradowany. Czujesz się dobrze i chcesz przyjść jeszcze raz. Bardzo wielu czytelników dzwoni do mnie i mówi, że poszło na film wiele razy. Dla nas nie ma nienaturalnego spowolnienia akcji w drugiej połowie filmu i żadnego "podejrzanego braku czegokolwiek". To był niezwykle satysfakcjonujący film.

Film osiągnął Dickensowski ideał - był jednocześnie znaczący i zabawny; był głęboki, interesujący i zabawny. Niełatwe to do osiągnięcia w wieku, w którym słowo "realistyczny" stało się synonimem do "poważny", i wmawia się nam że filmy o codziennym życiu powinny zawiadywać naszym stosunkiem do wszystkiego.

Przesłanie moralne filmu skrystalizowało się w moim umyśle: jesteśmy w stanie dać początek nieśmiertelności, lecz sami jesteśmy śmiertelni. Wewnątrz każdego z nas, pomimo zewnętrznego pokoju, czai się niezadowolenie. To niezadowolenie od czasu do czasu przypomina potwora. To niezadowolenie od czasu do czasu zachowuje się niczym potwór.

Jakiekolwiek by nie były wypowiedzi prasowe Neila Jordana, wydawał się w to wierzyć i przedstawić to na ekranie. Ten film należy do takich, na temat których widownia zaczyna rozmawiać, dyskutować, kłócić się, zanim jeszcze opuściła salę kinową. Film zachęca do analizy. Zachęca do ponownego obejrzenia. Wywiera wpływ na ludzi, którzy go zobaczyli.

Śmiałość sceny z trumną i prostytutką jest głęboko niepokojąca we wspaniały sposób. Sprawia, że zastanawiasz się co mógłbyś zrobić na miejscu Lestata. Sprawia, że myślisz o rzeczach, których dokonałeś z całkowicie osobistych powodów. Ale jest obrzydliwa.

Dwie panoramiczne sceny w Paryżu - Claudia tańcząca z Louisem na balu, Claudia kręcąca piruety w swej nowej sukience na oczach krawczyń - obydwie są odpowiednio masywne i szczodre. (Jeszcze raz, fryzury postaci są ekscentryczne. Louis z tymi spływającymi luźno włosami w dziewiętnastoletniej paryskiej sali balowej? Przypominało mi to dziki zachód. Ale było cudowne!)

Zabawne sceny Neila Jordana to prawdziwa komiczna ulga. Chociaż nigdy bym ich nie zaproponowała czy napisała-zabójstwa pudelków, nauczyciela gry na pianinie padającego na klawiaturę-lubię je, były mądrze prowadzone. Zadziałały. I przejście od poważności do humoru również zadziałało.

Ostatnia scena z udziałem Lestata: miło było go zobaczyć, miło było ujrzeć jego powrót. Kiedy powiedział "Już czuję się lepiej", pokochałam to. Kiedy wyciągnął koronkę z rękawów, byłam rozradowana. A więc wszystko to przypadło mi do gustu. Wystarczająco nawiązywało do zakończenia w moim scenariuszu i w książce, bym czuła się szczęśliwa, bym zobaczyła możliwość kontynuacji. Ale nie było to mojego autorstwa.(Nie widzę problemu w przejściu od tej sceny stworzonej przez Jordana do WL. Żadnego problemu. Można to zrobić na wiele sposobów i zachować wierność powieści WL.)

Wybory filmu:

Dokonane zapewne przez Jordana i innych. Ten film oczywiście nie pokazywał świata z perspektywy wampirów. Nie ukazał omdlenia jakiego doświadczają w mojej powieści czy scenariuszu. Nie pokazał tak naprawdę odmienności zmysłów wampirów. Jednakże zaoferował nam bardzo ciekawe zastępstwo.***

W scenach napaści, ujęcia koncentrowały się na spojrzeniu atakującego wampira; to dało nam sceny ataku niezwykle atrakcyjne wizualnie. Wydaje się że Jordan dostał się pod wpływ tych wszystkich wcześniejszych podłej jakości filmów o wampirach i widniejących w nich scen z udziałem wampirów. Możliwe, że to zbliżenie spojrzenia wampira, ta dopracowana choreografia sceny napaści, miało za zadanie przekazać nam odczucie omdlenia. Film używa także sceny z lewitacją jako zastępstwa wampirzego omdlenia, z dużym powodzeniem. Cokolwiek było powodem tych wyborów, w film wciąż przedstawiał moment ataku i poddania się jako potężne doświadczenie, warte poważnego potraktowania. Wybory te były dla mnie całkowicie satysfakcjonujące.

Nie mam żadnych wątpliwości co do faktu, że wampiry to metafora drapieżnika istniejącego w każdym z nas, i że Louis i Claudia przemawiają wprost do tej naszej okrutnej części... A szczególnie do tych z nas, którzy żyją w bogatej Ameryce dwudziestego wieku, otoczeni przez luksusy i cuda, a jednocześnie boleśnie świadomi tego, co dzieje się w innych częściach świata. Film nigdy od tego nie odszedł. Raz jeszcze, nie rozumiem pewnych stwierdzeń, które Jordan wypowiedział na jego temat. Ale te idee są w filmie wymownie przekazywane.

Niedawno zaczęłam myśleć o niektórych pytaniach, które stawia nam ten film: jak daleko się posuniemy, by uniknąć samotności; jak bardzo jesteśmy zdolni poświęcić się moralnie by osiągnąć naszą definicję doskonałości, wielkości czy wolności; o naturę miłości i zależności. Film nie mówi o samym przetrwaniu; mówi o możliwości wielkich osiągnięć a także wytrzymałości - mówi o sięganiu po to, co wzniosłe. Ciągle powtarzające ujęcia zabijania były zakorzenione w tych kwestiach. Lubię je.

Punkt widzenia filmu

Wydaje mi się, że film ten kręcony jest z naszego punktu widzenia, punktu widzenia czytelnika książki czy też widza. To nie jest opinia krytyczna. To komentarz na temat czegoś, co jest dla mnie wielce intrygujące. A chodzi mi o to: Narratorem opowieści jest Louis, ale kamera nie pokazuje nam tego co widzi Louis czy też tego jak on to widzi. Kamera spoczywa zawsze u obrzeża sceny, jakby była to sztuka-aktorstwo jak z podręcznika.

Cały czas kamera pozwala postaciom wkraczać w kadr z prawej i lewej strony jak gdyby znajdowali się na prawdziwej scenie; zbiera ich razem przy ważniejszych ujęciach, gdy wypowiadają kluczowe kwestie. Odjeżdża w dal w scenach panoramicznych, daleko poza to, czego Louis doświadcza i opisuje. Są sceny w których Louis nie jest wcale obecny: na przykład atak Claudii na Lestata.

Jeżeli mnie pamięć nie myli, w całym filmie jest tylko jedno ujęcie z czyjegoś punktu widzenia. Ma miejsce gdy Claudia i Madeleine są niesione korytarzem. Widzimy jedno ujęcie twarzy tych, które je niosą. Nie jestem pewna czy jest to ujęcie z punktu widzenia Claudii czy Madeleine. Jeśli istnieją inne takie ujęcia, to je przegapiłam.

Znowu-nie jest to krytyka. Wydaje mi się to ciekawym podejściem ze strony twórców filmu. Może to najbardziej efektywny sposób na ukazanie rozmiaru całej opowieści, która jest jednocześnie niezwykle zwarta i bardzo rozwlekła. Po prostu kilkoro ludzi mówi o zbawieniu i potępieniu pośród widowiska, które idzie w szranki z najbardziej zaawansowaną technicznie nowoczesną ekstrawagancją.

Co by to nie było, jest to dla mnie mile zastanawiające. Dobrze spełniło swoje zadanie, ale skąd wziął się taki wybór? Co stałoby się, gdybyśmy widzieli wszystko oryginalnie, jedynie z punktu widzenia Louisa? Na przykład, gdy Louis po raz pierwszy spotyka Claudię, jak wyglądałaby ta scena, gdybyśmy zbliżyli się do niej i ujrzeli ją tak jak Louis, zamiast spoglądać z boku na ich oboje? Co gdybyśmy usłyszeli serce tak jak słyszał je Louis? Co gdybyśmy wstąpili w jego umysł by poczuć wampirze omdlenie? Co gdyby nagłe wtargnięcie Lestata wydawało by się jak za mgłą?

Nie sugeruję żadnej z tych rzeczy. Film jest bardzo efektywny taki, jaki jest. Po prostu wskazuję jakiego wyboru on dokonuje, a wybór ten zadziałał właściwie, chociaż nigdy podobnego nie oczekiwałam i nie jestem w stanie w pełni go wytłumaczyć.

Podejrzewam że celem tego "punktu widzenia z obrzeża sceny" było nadanie zawartości filmu jak największego znaczenia, które jak wierzę ona posiada. Spodobało mi się to. Jest coś klasycznego w takim sposobie ukazywania akcji filmu. Fabuła powinna być podmiotowa, ale dramat jest prezentowany jakby miał dla nas wszystkich bardzo wielkie znaczenie.

Czepianie się:

Trudno jest zmusić się do jakiejkolwiek prawdziwej krytyki, gdy kocha się ten film tak jak ja. Ale jest parę rzeczy, które wydały mi się nie tak znowu dobre. W większości są związane z montażem, albo rozwojem opowieści. To rzeczy z rodzaju tych, które można naprawić. Wytrawny widz we mnie naprawdę chciałby wiedzieć:

Dlaczego wampiry, Louis i Lestat, nie wyczuły rozkładających się ludzkich zwłok pod lalkami Claudii? Gdybym ja tam mieszkała, wyczułabym je. A już oni na pewno. Jak i dlaczego to nie zostało odkryte? Czy te postacie mają nadnaturalnie silne zmysły czy nie? Jestem w kropce.

Dlaczego martwa krew szkodziłaby wampirowi? Dlaczego Lestat został tak ugodzony piciem "martwej krwi"? Nie rozumiem.

Czy Lestat otrzymał wystarczająco ran od Claudii by zostać unieszkodliwionym? Nie wydaje mi się. Powinien to być o wiele bardziej agresywny atak z większą ilością zadanych ran. Lestat jest bardzo silnym facetem. Nie rozumiem tego.

Jak do cholery Lestat zdołał przeżyć pożar w Nowym Orleanie?

Dlaczego Lestat nie pojawił się w Paryżu? Czy nie powinien tam być, aby pokazać nam, że 1) udało mu się przeżyć 2) by dać zadość członkom tego samozwańczego sądu, którzy wydali na niego wyrok i go wykonali? Brakowało mi go w Paryżu. Nie uważam, że ta część filmu się dłużyła-lubię konwersację pomiędzy Bradem i Antonio w tej części filmu-ale pojawienie się Lestata według mnie wywarłoby doskonały efekt. To nie ujmuje mojej radości z oglądania filmu. Chciałabym tylko, by wyglądało to inaczej.

Myślę, że ujęcie Supermana na kinowym ekranie, oglądane przez Louisa, i ujęcie winiety kina głoszącej Tequilla Sunrice, gdy Louis wychodzi były niewybaczalnie głupie i nie na miejscu. Wrzucenie słów Tequilla Sunrice w tym momencie kompletnie zepsuło nastrój. Zamrugałam ze zdziwienia. Gdy teraz oglądam film, zamykam oczy w tym momencie!

Dlaczego wampiry łamały tyle karków i rozlewały tyle krwi? Nie są zbyt potężne by być tak nieudolne? Dlaczego potraktowano nas tą sceną z prostytutką, z rozłożonymi nogami i krwią spływającą w dół jej sukni? W kontekście całego filmu, czy Lestat rzeczywiście zrobiłby coś podobnego? Wiem, wiem, Janet Maslin uważa to za centralny moment filmu. Ja tak nie uważam.

Dlaczego wampiry tak brutalnie zabawiały się dziewczyną na scenie Teatru Wampirów? Nie rozumiem tego. Dlaczego uderzały ją i popychały? Są nieśmiertelne. Są bardzo silne, a ona bardzo słaba. Po cóż to upokorzenie, wulgarność? Dlaczego w końcu nie została całkowicie i litościwie oczarowana jak działo się to w książce? Dlaczego ta scena była tak bezlitośnie podła?

Dlaczego ostatnia wymiana słów między Lestatem a Louisem była taka krótka? Na litość boską! Czy Louis nie miał kilku pytań? Czy nie miał więcej do powiedzenia Lestatowi po całym tym czasie? Nie rozumiem tego. Jak mógł po prostu stamtąd wyjść? Ja bym nie mogła. Raz jeszcze, było to pięknie wykonane, ale chciałabym, żeby wyglądało inaczej.

Jak Lestat znalazł się w tamtym miejscu w scenie końcowej? Jak? Nie mogłoby może być jakiejś wskazówki co do tego jak zdołał dostać się tam, gdzie był w scenie finałowej? Całkowity efekt byłby mocniejszy, gdyby dano nam jakieś wskazówki. Powtarzam, kocham ten film, wszystko było w porządku. Ale gdyby tak...

Raz jeszcze, dlaczego wampiry nie płakały krwawymi łzami!

Moje ostatnie pytanie: dlaczego był to film o kategorii "R"****? Czy nie mógłby być tak samo znaczący i porywający, nie będąc tej kategorii? Zakładam oczywiście, że kategoria "R" wynika z nagości i przemocy wobec kobiet widocznych w filmie, sadyzmem w stosunku do kobiet z dużym podtekstem seksualnym. Jeśli mam rację, to dlaczego było to konieczne?

Wampiry nie uprawiają seksu. Są ponad pojęciem płci. Przemoc wampirza pojawia się w komiksach, kreskówkach i filmach o kategorii PG, prawda? Co jest z tymi kategoriami? A co z bezlitosnym okrucieństwem w stosunku do kobiet widocznym w tym filmie? Po co? Myślę, że film mógł zachować całe swe skomplikowanie filozoficzne psychologiczne i być oznaczony kategorią "PG" czy "PG-13".

Poruszam tą kwestię dlatego, że Kroniki Wampirze mają tysiące młodych czytelników. Dla nich, książki są bardzo przystępne. Czytają te książki w szkole. Rozmawiają o nich ze swymi nauczycielami. Piszą o nich wypracowania. Dzwonią do mnie z pytaniami i piszą do mnie wspaniałe listy. Byłam proszona by mówić w szkołach na temat tych książek, i robiłam to.

Przemawiałam w szkole podstawowej. Przemawiałam na uniwersytecie. Szkolne gazetki robiły ze mną wywiady.Czy film nie mógłby być równie przystępny dla młodych jak przystępne są książki?

Mam nadzieję, że dzieciaki z rodzinami nie zwróciły uwagi na kategorię "R". Mam nadzieję, że młodzi czytelnicy zobaczyli film albo że uda się im to, gdy wyjdzie na kasetach. Myślę, że mówi o ważnych problemach moralnych, jest czarujący i widowiskowy. To bankiet obrazów i słów, kolorów i ruchu. Mam nadzieję, że dzieciaki nie zwróciły uwagi na wulgarność i brutalność niektórych scen. Jeżeli mogą tak robić podczas oglądania kablówki i wieczornych programów w telewizji, dlaczego nie mogłyby zobaczyć filmu?

Są tam przykre i niemiłe sceny, które dla mnie nie rujnują filmu, i pozwoliłabym to zobaczyć jakiemukolwiek dziecku. Film cechuje się wartościowym przesłaniem moralnym i niezaprzeczalnym splendorem, które dzieci mają prawo zobaczyć. Ale nie lubię sposobu przedstawienia tych anty-kobiecych, sadystycznych części. I zmiękczyłabym je, zmieniłabym ich styl, albo-mówiąc wprost-zrobiła je w taki sposób, by osiągnąć niższą kategorię wiekową.

Nie możemy tworzyć jedynie takiej sztuki, którą mogłyby zaakceptować dzieci, ale musimy pamiętać, że Moby Dick i Stary człowiek i morze, oraz Hamlet mogą wszystkie być oglądane czy czytane przez dzieci bez żadnego ryzyka. Weźcie pod uwagę wygląd filmów Red shoes i Opowieści Hoffmana. Weźcie pod uwagę, że dzieci, którym uda się obejrzeć WZW mogą zapamiętać go w sposób, w jaki moje pokolenie pamięta Red shoes i Opowieści Hoffmana.

Istnieje godna poszanowania tradycja, polegająca na tym, by najpoważniejsze oświadczenie przedstawić w formie zrozumiałej nawet dla ośmiolatka. Szanuję tą tradycję. To że dzieci czytają moje książki napełnia mnie radością. Jestem dumna ze wszystkich mych czytelników, tych bardzo młodych, tych bardzo starych, tych wydających się być przeciętnymi, ekscentryków, sławnych, całego tego tłumu. Powinnam być. Byłabym głupia nie będąc dumna z bycia "popularną" i "mainstreamową" pisarką. To wspaniałe uczucie.

Na temat innych recenzji i reakcji krytyków na ten film:

Powtarzając za Brooklyńskimi postaciami z Saturday Night Live, "Zapomnijcie o tym!"

Jeśli chodzi o TIME i NEWSWEEKA, myślę że ci z nas, którzy kochają filmy i książki, muszą pogodzić się z faktem że te publikacje stały się właściwie bezwartościowe, jeśli chodzi o recenzje książek i filmów. Czasopisma te, jak widać, toczą batalię przeciwko sieciom telewizyjnym i komputerowy, toczą ją z przegranej pozycji, i nie za bardzo się do niej przykładają. Ich recenzenci wydają się płytcy, głupi, i niewybaczalnie niedoinformowani. Pomachajmy im na pożegnanie.

TIMIE i NEWSWEEKU, nie gracie już ważnej roli w przedstawianiu aktualnych wiadomości na temat świata sztuki. Moglibyście to zmienić. Moglibyście zacząć pisać recenzje, które byłyby naprawdę inteligentnymi esejami; moglibyście wrócić do komentarzy pisanych z perspektywą i rzetelnością; moglibyście odrobić lekcje i zaznajomić się z kontekstem tych książek i filmów, których publikujecie recenzje. Ech. Zawiodłam się na was.

Sukces Wywiadu z wampirem jest tylko jednym z wielu, wielu dowodów na to, że magazyny te nie posiadają już wielkiego znaczenia w świecie kultury, jak było to kiedyś. To smutne.

Co do NEW YORKERA, Pauline Kael, brak mi ciebie. Tino Brown, dlaczego nie otworzysz NEW YORKERA dla zespołów recenzentów? Daj nam prawdziwie kontrowersyjną krytykę - recenzuj więcej książek, więcej filmów i daj pole do popisu wielu recenzentom. Chciałabym żeby tak się stało, ale i tak co tydzień czytam ten magazyn.

Co do Janet Maslin z New York Timesa, chociaż cenię sobie twoje pochwały filmu, nie zgadzam się, jak już zaznaczyłam, z pominięciem idei przekazywanych przez film i nie docenieniem najbogatszego, najbardziej złożonego i zmuszającego do myślenia filmu, który widziałam. Ludzie będą go oglądać i o nim dyskutować gdy nas już tu nie będzie.

Co do Caryn James, cenię to co napisałaś w New York Timesie.

Co do LIZ SMITH i jej bardzo szczerych i odważnych pytań na temat tego, czy WZW był czy nie stanowił alegorii homoseksualnej i jej pytania o to, dlaczego ludzie nie zrobią po prostu gejowskiego filmu, i dlaczego geje muszą występować w przebraniach wampirów - oto moja odpowiedź. Pani Smith, homoseksualiści to my. To wszystko o co w tym chodzi. Nie ma żadnego przebrania. Nie dla wszystkich alegorie homoseksualne istnieją odrębnie od moralnych. Teraz stało się to ewidentne.

Filadelfia przekazała to oświadczenie w bardzo bezpośredni sposób. Tom Hanks grał w tym filmie człowieka, którym mógłby być każdy z nas, z wielu powodów! Całe lata temu powstałą homoseksualna alegoria pod tytułem Narzeczona Frankensteina. Przez większość jej artystycznego istnienia, ludzie byli całkowicie nieświadomi tego, że to alegoria homoseksualna, i był ku temu powód. TO NIE MA ZNACZENIA. Jeśli traktuje to o gejach, traktuje o nas wszystkich, tajemnicach które w sobie nosimy, cechach, które odróżniają nas od innych, brzemionach, które dźwigamy, gniewie, który odczuwamy, i ogólnym stanie rzeczy, który nas łączy.

Postacie WZW to nie homoseksualiści w przebraniach wampirów. To my. One są nami w naszej samotności, strachu, w naszej moralnej i duchowej izolacji. Są nami w naszej bezwzględności, i w naszym desperackim poszukiwaniu towarzystwa, ciepła, miłości i pewności w świecie pełnym wspaniałych pokus i bardzo prawdziwych okropności. Są omylnymi istotami obdarzonymi boską mocą; i dokładnie tym jesteśmy, wszyscy z nas.

Summa summarum, Wywiad z ampiremto więcej niż homoseksualna alegoria, i tak samo jest z prawie każdą alegorią homoseksualną.

Płeć wpływa na wszystko lecz niczego nie determinuje! Wampiry są ponad pojęciem płci. My, jako ludzie współcześni, również jesteśmy ponad nim, chociaż nie jesteśmy zdolni od niego uciec. Nasze czasy nie wydadzą już precedensów jeśli chodzi o stosunek do płci i wolności. Spójrzcie na starożytny Rzym. Spójrzcie na Średniowiecze. Nigdy nie było takiego dobrobytu, wiedzy naukowej i tak wielkiej powszechnej świadomości przemocy i niesprawiedliwości. Nigdy nie było tak wiele bogactwa dla tak wielu, połączonego z natychmiastową konfrontacją wszelkiej biedy i cierpienia widoczną w mediach. Niektóry z nas odbierają życia jak historię z gatunku grozy, ale historię o wielkim, wielkim znaczeniu.

Na temat horroru jako gatunku:

Jeśli ten okres historii filmu czegokolwiek nas nauczył, niech będzie to to: kino fantastyczne i kino grozy przemawia do przeciętnych i do ekscentryków, fantastyka i horror są zdolne do ucieleśnienia i odbicia bólu najpowszechniejszego i tego, którego najbardziej się obawiamy; fantastyka i horror przemawiają do uzależnionych, do sław, do homoseksualnego mężczyzny, do homoseksualnej kobiety, do kury domowej, do pracującego mężczyzny czy kobiety, do mnie, do ciebie, do kierowcy ciężarówki, do neurochirurga, do mnicha, zakonnicy i do dziecka. Poezja kwitnie pośród książek i filmów należących do fantastyki czy grozy; tak samo wizje wielkich prawd. Ambicje i potencjał tych gatunków są nieograniczone.

Na koniec, pozwólcie mi opisać jeszcze inny aspekt tych niezwykłych czasów. Dzisiaj to co dzielimy jest ważniejsze niż to, co nas rozróżnia. To, co między nami wspólnego jest nieskończenie bardziej ważne od tego, co nas dzieli. Nigdy jeszcze tak nie było, a możliwości jak i odpowiedzialności z tego wynikające nie mają końca.

Oto pełne przesłanie Wywiadu z wampirem. Pokręcone? Aha. Dziwne? Macie rację. Uniwersalne? Z całą pewnością.

Z miłością,
Anne Rice
New Orleans, Louisiana
1994

tłumaczył ©Unicornis


* "Kwarteron(ka)" to osoba, której jedno z rodziców było mulatem, a drugie należało do rasy białej (innymi słowy jest to osoba, której babcia lub dziadek ze strony ojca lub matki byli czarnoskórzy).
** W tym miejscu brakowało paru linijek w moim pliku - sorry...
*** Owo "omdlenie" (bardzo nieodpowiedni termin) to tzw. "vampire swoon"-czyli, w dużym skrócie, odczucia, jakich doznają wampir i jego ofiara podczas... No wiecie - napaści. (Vide, na przykład, opis pierwszego ataku Louisa w WZW.)
**** Kategoria "R" oznacza, że osoby poniżej siedemnastu lat mogą obejrzeć film jedynie pod kogoś dorosłego. "PG" to filmy, które mogą zawierać treści nieodpowiednie dla dzieci, ale o tym decydują już ich rodzice. "PG-13" to filmy nieodpowiednie dla dzieci poniżej lat trzynastu, co też oceniają ich rodzice.