Ereszkigal

Wywiad z wampirem - analiza


:: Wstęp
:: Treść i symbolika
:: Bohaterowie i aktorzy
:: Świat przedstawiony
:: Zakończenie


Wstęp

Wiele się już napisało i powiedziało o tym filmie, zarówno przed jego premierą, jak i po. Okoliczności powstania Wywiadu z wampirem obfitowały w iście dramatyczne skandale i waśnie między twórcami a samą Anne Rice, dodatkowo podsycane przez rozjuszony fandom pisarki. Nie o tym jednak będę się tu rozpisywać. Wywiad z wampirem to już dzisiaj - nie bójmy się użyć tego słowa - klasyka. To film nieomal doskonały sam w sobie, który funkcjonuje znakomicie także w zupełnym oderwaniu od powieści. Moja ocena Wywiadu nie jest obiektywna. Kiedyś obraz ten mocno odcisnął się na moim życiu i chyba na stałe wpisał się w moją historię. Nie o sentymentach jednak będzie ten tekst.
Chcę poruszyć tu temat często w sumie podejmowany, ale nie w pełni rozwijany, to jest: kwestię adaptacji filmowej. Wywiad z wampirem jest bowiem przykładem idealnej adaptacji. Można powiedzieć, że twórcy znaleźli tu złoty środek w przenoszeniu dzieł literackich na ekran. Jest Wywiad z jednej strony tak wierny powieści, na ile tylko pozwalają warunki kina: czyli od strony fabularnej, poprzez idealnie wpasowany klimat i nastrój, który współgra z duchem książki Rice. Z drugiej strony jednak występują w filmie Jordana istotne, by nie rzec znaczne, różnice np. w prowadzeniu niektórych postaci czy innym zaaranżowaniu wybranych scen. Samo przesłanie filmu pokrywa się oczywiście z tym książkowym, choć w procesie adaptacyjnym wiele kwestii natury egzystencjalnej czy filozoficznej zostało pominiętych.
Należy jednak pamiętać, że skróty i uproszczenia nie przesądzają o tym, że film jest gorszy od książki. W ogóle porównywanie ze sobą pod względem jakości dwóch tak różnych mediów jest co najmniej śmieszne. Literatura przecież posługuje się innymi środkami wyrazu niż film. Przede wszystkim operuje tylko i wyłącznie słowem. Cała reszta rozgrywa się na kanwie wyobraźni czytelnika, która - jak wiadomo- jest nieograniczona. Film, oferując obraz i dźwięk, tworzy paradoksalnie dość ograniczoną wizję świata, wizję niejako gotową. W literaturze, w określonej formie, można zawrzeć maksimum treści. Film ma charakter syntetyczny, stąd oceniając jakąkolwiek adaptację nie można oczekiwać, że dostaniemy sfilmowaną słowo w słowo książkę.
Istnieją jednak wyznaczniki dobrej adaptacji. Są nimi, po pierwsze: wierność oryginałowi - w miarę możliwości kina oczywiście, a po drugie: własna inwencja twórców i oryginalny wkład w dzieło filmowe.
Filmowa adaptacja jest bowiem mimo wszystko dziełem samoistnym, osobnym. Obraz, będący pustym i jałowym przetworzeniem literatury nie może być dobry. Wywiad z wampirem nie jest wtórny wobec powieści, a tym samym pusty i jałowy. To świat wykreowany od podstaw nie tylko prze Rice, ale przede wszystkim przez Neila Jordana, który niesłusznie nie został uznany za współtwórcę scenariusza, choć faktycznie nim jest.


Treść i symbolika

Właśnie scenariusz jest kluczem do powstania dobrego filmu. Autorką skryptu do Wywiadu była sama Rice, chociaż to Jordan wprowadził liczne, oryginalne poprawki, jak sądzę, w znacznej mierze ratując scenariusz przed zbytnią egzaltacją i skrajnym sentymentalizmem.
Ponieważ to zmiany fabularne najbardziej rzucają się w oczy, to one będą wyznacznikiem przy omawianiu treści filmu.

Sam początek, czyli scena spotkania Louisa (Pitt) z dziennikarzem (Slater) jest praktycznie identyczna jak ta w powieści (z wyjątkiem zachowania się samego dziennikarza). Jednak już żywot Louisa w osiemnastowiecznej Luizjanie został nam zupełnie inaczej przedstawiony. W powieści Louis załamał się po śmierci brata, za co obwiniał siebie. W filmie mamy tylko wspomnianą śmierć żony i dziecka plantatora. Jest to rozwiązanie poważnie skracające i upraszczające akcję. Śmierć brata wymagałaby dopowiedzenia osobnej historii, w której motywy Louisa były najważniejsze. Ten wypadek powraca zresztą niejednokrotnie w powieści, przy okazji wszelkich tragedii, jakie mają miejsce w życiu naszego bohatera. Zamiana brata na żonę i dziecko jest bardziej dosadna. Jordana nie interesuje dlaczego Louis cierpi, wydaje się to być oczywiste dla widza samo przez się, stąd reżyser nie rozwodzi się nad tym problemem, ukazując po prostu człowieka przytłoczonego podwójnym nieszczęściem, z którym nie umie sobie poradzić.

Pierwsze spotkanie z Lestatem także zostało inaczej pomyślane. W książce było to zrelacjonowane trochę na sucho. Louis napadnięty i wyssany z krwi przez wampira, zostaje porzucony niedaleko swojego domu. W Wywiadzie wszystko wygląda jak swego rodzaju romans. Louis zostaje bowiem uratowany przez Lestata przed niechybną śmiercią z rąk prostytutki i jej alfonsa. Oczywiście wampir spieszący na pomoc Louisowi wchodzi tu niejako w rolę wybawcy, w czym przypomina bohatera rycerskiej fabuły czy baśni. Szybko jednak mamy ukazaną przewrotność tej sytuacji, bowiem wybawca okazuje się być potworem, stanowiącym dla głównego bohatera realne i śmiertelne zagrożenie. Ujęcie, kiedy Lestat (Cruise) unosi omdlałego Louisa w powietrze, tuż obok cumującego na przystani żaglowca, wywołuje dziwną konsternację. Z jednej strony jest niewątpliwie, jak twierdzi sama Rice, romantyczna, z drugiej może wydawać się śmieszna czy nawet lekko groteskowa, z uwagi, że bujającymi w obłokach kochankami są dwaj mężczyźni.

Za jeden ze słabszych punktów filmu może zostać uznana niezbyt dobrze umotywowana decyzja Louisa o zostaniu wampirem. W książce Lestat ukazał najpierw swemu wybrankowi ciemne strony takiego życia, zmuszając go do współudziału w zamordowaniu rządcy. Miał to być swego rodzaju test czy próba, po której plantator musiał się ostatecznie zdecydować. W filmie ta decyzja zostaje podjęta nie wiadomo z jakich pobudek. Można jedynie się domyślać, że Louis przyjął ofertę Lestata ze strachu, bądź był pod tak wielkim urokiem wampira, że nie umiał mu odmówić. Wiadomo nam, że sceny z rządcą, jak i szereg innych (m.in. wizyta Louisa i Lestata na cmentarzu i otwieranie grobowca żony i córki) zostały nakręcone przez Jordana, ale niestety usunięto je z ostatecznej wersji filmu. Myślę, że dodanie tych kilkunastu minut pomogłoby widzom zrozumieć postępowanie głównego bohatera, a co istotniejsze podkreśliłoby jak świadomym był jego wybór i że za swoje przyszłe nieszczęścia może winić przede wszystkim siebie samego.

Ze scenariusza usunięto postacie matki i siostry Louisa, które także w powieści nie odgrywały żadnej roli. Ciekawy natomiast był wątek ślepego ojca Lestata, którym nasz wampir musiał się opiekować. Jego rozmowy, a raczej kłótnie, z rodzicem ukazywały perfidny i okrutny charakter Lestata, a także rzucały pewne światło na jego przeszłość, odsłaniając źródło konfliktów nie tylko z ojcem, ale z całym światem. Wydawało się bowiem, że jedną z przyczyn frustracji Lestata jest u niego brak erudycji i ogłady, co w powieści doskonale tłumaczy jego prostackie zachowanie. W filmie jednak postać Lestata zostaje pozbawiona owego grubiaństwa czy błazeńskości i ukazana z bardziej wyrafinowanej strony, tak więc obecność ojca była tu zbędna.

Jedną z najpoważniejszych zmian jest natomiast usunięcie wątku niespełnionego romansu między Louisem a jego sąsiadką, Babette Freniere. W powieści pełnił on rolę podkreślenia outsideryzmu wampirów. Louis zostaje niemal dosłownie 'wyklęty' z ludzkiej społeczności i rozumie, że do dawnego życia nie ma dla niego powrotu. Jordan przedstawił pobyt wampirów na plantacji poprzez sekwencję scen, składających się na mozaikowy obraz świata. Mamy więc ilustracje pierwszych doświadczeń Louisa-wampira, konflikt z niewolnikami, rozmowy z Lestatem, wspólne polowania na karczemne dziewki i zdegenerowanych arystokratów, zakończone widowiskową sceną pożaru rezydencji w Pointe du Lac. Podobne rozwiązanie zostanie zastosowane jeszcze conajmniej dwukrotnie przez reżysera np. w ukazaniu tzw. edukacji Klaudii. Takie postacie jak niewolnica Yvette czy wdowa St. Clair i jej kochanek nie mają swoich odpowiedników w powieści, jednak pasują tak doskonale do świata stworzonego przez Rice, że aż chciałoby się o nich przeczytać. W ogóle, oglądając Wywiad z wampirem, ma się momentami wrażenie, że niektóre fragmenty filmu to alternatywna wersja wydarzeń z książki.

Neil Jordan udowadnia w Wywiadzie, że jest mistrzem w operowaniu symboliką obrazu filmowego i grą skojarzeń. Przyjrzyjmy się bliżej scenie, w której Lestat i Louis wspólnie mordują dziewczynę z tawerny. Ujęcia uwodzących, a następnie wysysających barmankę wampirów przeplatają się z ujęciami przedstawienia Commedi dell'Arte, która wystawiana jest w tym samym czasie na deskach objazdowego teatrzyku. Jak wszystkim fanom Kronik wiadomo, wprowadzenie motywu dell'Arte jest nawiązaniem do Wampira Lestata, bowiem wiąże się bezpośrednio ze śmiertelną przeszłością tytułowego bohatera. Jest w tym jednak coś jeszcze. Zauważmy jak doskonale to, co dzieje się na scenie koresponduje z tym, co wyprawiają wampiry. W chwili gdy Louis zaczyna całować dziewczynę, a Lestat wgryza się w jej nadgarstek, aktorzy dell'Arte, w typowo sprośny i rubaszny dla tego gatunku sposób, symulują stosunek. Kiedy zaś ofiara krwiopijców jest bliska śmierci, na scenie Arlekin udaje, że dusi swoją partnerkę. Mamy więc tu do czynienia z symbolicznym podkreśleniem tego, o co głównie chodzi w wampiryzmie: wyjątkowe połączenie seksu i przemocy. Erotyka w filmie Jordana jest nawet bardziej dosadna i wyrazista niż u Rice, choć na tyle subtelna, że nie wymaga dosłowności i głównie wyraża się w zmysłowej grze aktorów.

Kiedy akcja przenosi się do Nowego Orleanu mamy scenę z prostytutkami, bardzo ważną, a przez wielu uważaną za właściwy punkt ciężkości filmu. Jordan inaczej podchodzi do materiału powieściowego, zmieniając przede wszystkim kolejność sceny z ladacznicami i sceny znalezienia Klaudii, ale najistotniejsza jest sama aranżacja. W książce jest to obraz dość statyczny i spokojny, służący przede wszystkim skonfrontowaniu poglądów Lestata i Louisa. Ich rozmowa to kwintesencja odmiennej filozofii życiowej obu tych bohaterów. Lestat jest spokojny, cyniczny i wyrachowany, a także stoicko zimny. Prostytutka, torturowana przez wampira groźbą rychłej śmierci, znajduje się w swego rodzaju transie, graniczącym z obłędem. U Jordana wszystko to ulega wzmocnieniu. Scena ta jest bardziej dosadna, dynamiczna i brutalna. Tom Cruise, grający Lestata, pozostaje cyniczny i wyrachowany, ale szaleje na planie, jest dziki i nieokiełznany, a jego poglądy wydają się być bezsporne. Louis, grany przez Pitta, nie potrafi przeciwstawić się intelektualnie swojemu stwórcy, w przeciwieństwie do pierwowzoru z powieści. Prostytutka zaś zwyczajnie wpada w panikę i histeryzuje. Dynamikę całości podkreśla ruch kamery, która okrąża cały pokój i bohaterów, kończąc całość ujęciem z lotu ptaka.
Można powiedzieć, że pewien potencjał intelektualny tej sceny nie został wykorzystany. Jest ona efektowna i genialnie przedstawia charakter Lestata, całkowicie jednak usuwając w cień głównego bohatera. W kontekście całości filmu nie jest to wadą, natomiast przy zderzeniu z powieścią wyraźnie brakuje tu rzeczowej dyskusji między dwoma antagonistami.

Ciekawe i nowatorskie jest podejście reżysera do przedstawienia tzw. edukacji Klaudii, małej wampirzycy, zmienionej przez Lestata. Sekwencje scen pełne są czarnego humoru, który w powieści Rice występował szczątkowo. Film pod tym względem dużo zyskuje, odciążając w znacznym stopniu melancholijną atmosferę całości. Niektóre zwroty i zachowanie Lestata czy scenki rodzajowe z życia Klaudii (zabójstwo krawcowej, sprzedawcy lalek, nauczyciela gry na pianinie i starszej matrony na placu) w pewien sposób syntetyzują całą akcję, nie tracąc przy tym nic z rice'owego ducha.

Sam moment buntu Klaudii, która z dziecięcego wampira przeobraża się w łaknącą zemsty kobietę, jest poważnie zmieniony w stosunku do powieści, gdzie Klaudia stopniowo stawała się coraz bardziej zimna i okrutna. W filmie przejście od niefrasobliwej wampirelli do zrozpaczonej, sfrustrowanej i wściekłej kokietki jest dość nagłe i stanowi świetny, szokujący widza zwrot. Jordan rezygnuje tu z powolnego budowania napięcia poprzez ukazywanie powolnej metamorfozy bohaterki, wprowadzając w to miejsce scenę wyjętą nieomal żywcem z trzeciej części Kronik Wampirów. Scena to ilustracja fragmentu tzw. pamiętnika Klaudii, która wspomina chwilę, kiedy Lestat podarował jej kolejną, niechcianą lalkę. Jordan połączył tu kilka symboli. Klaudia zabija i ukrywa w swoim łóżku młodą kreolską dziewczynę, przykrywając jej zwłoki stosem porcelanowych lalek, podarowanych przez Lestata. Można to odczytać jako metaforyczne ukazanie martwej kobiecości spoczywającej pod sztuczną, będącą imitacją żywej istoty powłoką. Dla samej Rice lalki stają się bardzo ważnym symbolem kobiecości ukrytej, zdegenerowanej, wynaturzonej i powierzchownej. Stanowią pewną fasadę prawdziwego 'ja' każdej kobiety. Jednocześnie w scenie tej mamy obrazowo unaoczniony fakt, że istota naturalna i śmiertelna jest jednocześnie w przerażający sposób odrażająca (gnijące zwłoki), ale podlegająca też przeistoczeniom. Natomiast sztuczne twory, podobnie jak główni bohaterowie filmu, pozostają piękni i niezmienni.
Wszystko kończy się przełomową kłótnią Klaudii z Lestatem, a później Louisem, której istotnym elementem jest dokonana przez małą wampirzycę próba metamorfozy poprzez obcięcie włosów, znana raczej z Wampira Lestata.

Scena zabójstwa Lestata praktycznie nie różni się od tej książkowej, ale pragnę zwrócić uwagę na jeden symboliczny obrazek. Kiedy z poderżniętego gardła wampira wypływa krew, zaczyna ona nieomalże pełznąć w kierunku Klaudii i Louisa. Wampirzyca cofa się przed kałużą krwi swojego ojca, nie po to aby nie zbrukać sobie bucików, ale wydaje się być przerażona możliwością skalania się przeklętą posoką. Dodatkowo umierający Lestat, wyciągając rękę w kierunku swoich zabójców, zdaje się nie tyle wołać o pomoc, co raczej stara się dosięgnąć naszych bohaterów. Ta ożywająca krew stanowi więc jakby przedłużenie jego jestestwa i świetnie wyraża symbolikę wampiryzmu, który jest jak wirus, zarażający wszystko z czym się zetknie.

W podróżach Klaudii i Louisa twórcy filmu zrezygnowali z wątku transylwańskiego z przyczyn raczej oczywistych: nie był on istotny dla całości fabuły. W powieści poszukiwania wampirów w Rumunii ukazywały przede wszystkim kontrast między dzikim, tradycyjnym wampirem pokroju Draculi, a nowoczesnymi, rice'owymi krwiopijcami. Przygoda transylwańska była także niemożliwa do zrealizowania ze względów czasowych. Same podróże naszych bohaterów po świecie ilustrowane są w sposób syntetyczny i obrazowy: widokami płynącego żaglowca czy rysunkami Klaudii, które jak w kalejdoskopie ukazują nam odwiedzane miejsca: Egipt, Grecję, Moskwę, Bawarię, Neapol...

Realizując pierwsze sceny w Paryżu, Jordan wykorzystuje po raz kolejny mozaikową sekwencję scen: Klaudia i Louis przed Operą Paryską, w hotelu, na balu, przymiarki krawieckie małej wampirzycy... Natomiast ciekawie została pomyślana scena spotkania Louisa z wampirem Santiagiem. W książce opisywana jest jako brutalna potyczka, swoisty test, próba sił, kiedy to Louis znajduje się w poważnych tarapatach, z których ratuje go Armand. W filmie Jordana wszystko wydaje się być rodzajem specyficznej gry czy też kuglarskim przedstawieniem, jakim popisuje się przed Louisem Santiago, wykonując zadziwiający taniec pod mostem nad Sekwaną. Neil Jordan przyznał się, że inspiracją dla tej sceny był film The Royall Wedding, w którym Fred Astaire tańczył po ścianach i suficie, za nic mając sobie prawa grawitacji. Santiago, świetnie zagrany przez Stephena Rea, kpi sobie tu z Louisa, jednocześnie w doskonały sposób parodiując własny gatunek. W szerszym kontekście jest to także pastisz stereotypowego wizerunku wampira w czarnej pelerynie i cylindrze, czyli tradycji Lugosiego i takich obrazów jak Londyn po północy.

Teatr Wampirów i jego koncepcja to jeden z najoryginalniejszych pomysłów Rice, wykorzystany także w filmie. Posługując się cytatem wyjaśnić należy, że aktorami w tym niezwykłym przybytku są 'wampiry, udające ludzi, udających wampiry'. Dla potrzeb scen ukazujących przedstawienia teatralne tej dziwacznej trupy, Jordan stworzył swoisty mini-repertuar, oparty głównie na farsie i grotesce. Urocze przypowieści o triumfującej śmierci czy niszczącym wszystko czasie robią wspaniałe wrażenie, chociaż są to zdecydowanie małe formy teatralne. Jednak gwoździem programu jest chwila, w której wampiry ucztują nad żywą ofiarą i podobnie jak scena z prostytutkami została inaczej przez reżysera zinterpretowana. W powieści dominuje nastrój zadumy, transu w duchu iluzjonistycznego czy hipnotyzerskiego pokazu. Jest więc to scena zdecydowanie oniryczna. Zarówno wampiry, ich ofiara i publiczność zdają się śnić, znajdują się pod dziwnym urokiem, pozostając jednocześnie w nastroju pełnym spokoju i zadumy. Film jest tu rewolucyjny. Scena z Teatru zawiera praktycznie tę samą dozę symboliki, jak i ta z książki, ale jest bezwzględnie brutalna, ekspresyjna i dynamiczna. Wampiry dręczą swoją ofiarę, są bezpardonowo okrutne i podłe; śmiertelna dziewczyna zaś autentycznie przerażona. Całość jest zdecydowanie bardziej szeroka i spektakularna - Stephen Rea gra brawurowo śmierć okrutną i błazeńską, nie zaś zakochaną śmierć z książki. Dopiero pojawienie się Armanda przynosi ten sam nastrój hipnotycznego, erotycznego transu, w jaki wpadają wszyscy uczestnicy przedstawienia.

Końcowe ujęcie z lotu ptaka na nagie ciało umierającej ofiary to kolejny genialny pomysł Jordana, w którym przemyca on sporo kontrowersyjnej symboliki. Choć nie jest to widoczne na pierwszy rzut oka, końcowe ujęcie przynosi szokującą rewelację. Nagie ciało dziewczyny układa się bowiem w znajomy kształt... wiszącego na krzyżu Chrystusa. Można to różnie interpretować. Przede wszystkim widoczne jest szyderstwo wampirów z symboliki, a może nawet istoty religii chrześcijańskiej, jako takiej i z biernej postawy pokornego cierpienia. Dziewczyna jest tu więc swego rodzaju 'Chrystusem ludzkości', symbolem niewinnego, bezgrzesznego życia, które z natury niejako zostaje skazane na zagładę. W pewnym momencie wampiry rzucają się na swoją ofiarę, kłębiąc się nad nią na podobieństwo robactwa. Jest to dość wymowne ukazanie oczywistej prawdy o każdej formie życia, którą prędzej czy później stoczą żarłoczne czerwie. W książce ofiara złożona na marach jak w greckiej tragedii zostaje zamordowana w sposób tak estetyczny i 'etyczny', że aż nieprawdziwy. U Jordana jest to bardziej bliskie duchowi końca XIX wieku, kiedy wielcy poeci francuscy pisali o rozkładzie, upadku moralności, sztuki i piękna, braku wartości, po których pozostał tylko turpizm i szokująca symbolika. Scena ta też pokazuje oblicze wampiryzmu jako oblicze zła, upadku i brzydoty - to coś odświeżającego w tym filmie w stosunku do powieści, gdzie już miało się dość czasami przesłodzonego wizerunku tych istot. Zresztą wampiry z teatru są świetnym kontrastowym tłem dla postaci Louisa w określonej sytuacji.

Kolejne nowatorstwo filmu Jordana to zupełnie inne podejście do postaci Armanda. Ponieważ wiąże się ono ściśle z rolą Antonia Banderasa, omówione zostanie w drugiej części tej pracy.
Trzeba jednak dodać, że wszystkie sceny z udziałem Armanda obfitują w filozoficzną zadumę i tak naprawdę w nich właśnie ujawnia się najwięcej typowego dla tego filmu egzystencjalizmu. Louis w swoich poszukiwaniach zadaje Armandowi pytanie o przynależność, o tajemnice bytu wampirów. Odpowiedź Armanda jest wymijająca, nijaka, nie przynosi żadnej rewelacji. Armand wie, że Louis nie uwierzy w fakt, że wampiry są dziećmi bożymi, bowiem jego etyka i katolicki sposób myślenia nie pozwolą mu tego zaakceptować. Przynależność do Szatana, czyli sił zła jest logiczniejsza i łatwiejsza, ale ze świadomością taką wrażliwy Louis nie potrafiłby żyć. Armand odrzuca więc kategoryzację na dobro i zło, odrzuca wiarę i mistycyzm, a etykę postrzega jako rzecz zmienną, relatywną, zależną od sytuacji. 'Jeżeli wiesz, co jest dobre, czyż nie czyni cię to dobrym?' pyta Louisa. Jednocześnie wampir ten wskazuje naszemu bohaterowi inną przyczynę zła. Znamienna jest scena, w której Armand wkład dłoń w płomień palącej się świecy. To zagadkowa symbolika, jednak można ją, jak mi się wydaje, prawidłowo rozszyfrować. Otóż według Armanda jedynym prawdziwym złem tego świata jest ból i cierpienie. Zauważywszy moralne skrupuły, duchowe rozdarcie i zagubienie Louisa, Armand postanawia nauczyć go, jak żyć bez żalu, sumienia, a w rezultacie bez cierpienia i owego moralnego dylematu, który jest ich przyczyną. Armand co prawda dzięki swej podstępnej naturze osiągnie swój cel, ale przy tym pogrąży i Louisa, dla którego konflikt duchowy jest istotą jego osobowości, gdyż wypalony z uczuć i obojętny Louis nie jest już dla niego atrakcją, nie potrafi obudzić go do życia. Armand więc przewrotnie sam siebie skazuje na zagładę, na wegetację, co doskonale uchwycone zostało w scenie pożegnania z Louisem w galerii.

Reżyser zrezygnował z ukazywania wspólnego życia Klaudii, Louisa i Madeleine w Paryżu. Sama postać Madeleine jest potraktowana w sposób jeszcze bardziej szkicowy niż książkowy pierwowzór, a jej unicestwienie ma miejsce zaraz po przemianie w wampira. Także filozoficzna rozmowa Louisa z Armandem została przeniesiona z pokoiku na starej wieży do podziemi teatru.

Po śmierci Klaudii i spaleniu Teatru Wampirów Louis, inaczej niż w książce, nie zostaje z Armandem. Jest to rozwiązanie dla głównego bohatera z pewnością bardziej honorowe, a twórcom pozwala zaoszczędzić mnóstwo czasu związanego z pokazywaniem związku tych dwóch wampirów.

W XX wieku Louis poznaje świat dzięki obrazom filmowym. To także duża innowacja w stosunku do powieści. Dobór filmów, które ogląda nasz bohater, nie jest przypadkowy: wszystkie wiążą się z obrazem wschodzącego lub zachodzącego słońca, ale także odnoszą do postaci samego Louisa: plantatora, wampira i istoty nadludzkiej. Nosferatu Friedricha Murnaua to pierwszy film wampiryczny w dziejach, swoista ikona tego gatunku. Przeminęło z wiatrem to pożegnanie z mitem Amerykańskiego Południa, światem bogatych właścicieli ziemskich, wspaniałych rezydencji i niewolników. Superman zaś to wykorzystanie wizerunku nadczłowieka, istoty obdarzonej gigantyczną siłą i niezwykłymi mocami, która wiedzie podwójne życie, podszywając się pod zwykłego człowieka, a swą prawdziwa naturę ujawniając w szczególnych przypadkach.

Scena ponownego spotkania Louisa z Lestatem wypada zdecydowanie na korzyść tego drugiego. Lestat, tym razem samotny, zachowuje się z większą godnością niż postać z powieści. Jest przerażony otaczającym go światem i pragnie zatrzymać przy sobie Louisa, ale nie roztkliwia się nad sobą, nie mazgai, a momentami wychodzi z niego stary, dobry Lestat: uwodzicielski i cyniczny.

Dwie ostatnie sceny filmu zupełnie nie pokrywają się z pierwowzorem i jest to chyba najpoważniejsze odstępstwo Jordana od powieści, choć paradoksalnie wychodzi na dobre filmowi. Jak wiadomo, w książce Louis gryzie nieszczęsnego reportera i zostawia go na pastwę losu. Chłopak jednak rankiem budzi się i postanawia odnaleźć Lestata (jak skończyły się te poszukiwania można się dowiedzieć w części 3 Kronik). Filmowy Louis oszczędza dziennikarza, za to w ostatniej scenie ma miejsce rewolucja i wielki powrót Lestata w świetnym stylu. Choć nie wszystkim to zakończenie przypadło do gustu i wielu widzom wydaje się być naciągane i nielogiczne, to jednak myślę, że w porównaniu z dość nijaką końcówką z książki, nagły atak Lestata na reportera działa na publiczność jak cios obuchem w głowę. Wyraża się w tym tryumf tego bohatera, co także zapowiada niejako sequel (który niestety nigdy nie powstał w takiej formie, jakiej by można sobie życzyć).
Dodatkowo muzyczny akcent w postaci piosenki o intrygującym tytule: 'Sympathy for the devil', nadaje ostateczny sens wymowie całego filmu, który powstał w gruncie rzeczy po to aby nas uwieść, zaczarować i zachęcić do zaakceptowania i polubienia jego bohaterów, do sympatii dla atrakcyjnego, kuszącego i uroczego zła.
Tryumf Lestata w filmie Jordana jest może i przewrotny, ale świetnie odciąża cały film, którego końcówka naznaczona była bardzo mrocznym i melancholijnym nastrojem. Pozostawienie tego wampira w stanie totalnego załamania i odejście Louisa pozostawiłoby uczucie niedosytu. Powrót Lestata niewątpliwie cieszy widza, jednocześnie pokazując, kto w tej opowieści jest prawdziwym bohaterem. Ten jednak aspekt omówimy niżej.


Bohaterowie i aktorzy

Przyglądając się bliżej filmowi, odkryjemy, że żaden z bohaterów tak naprawdę nie jest takim jakim go Rice opisała. Wampir Toma Cruise'a to taki Lestat, o jakim nie przeczytacie; jest dystyngowany, dojrzały i w sposób iście arystokratyczny arogancki, czego brakowało pierwowzorowi książkowemu. Bohater Brada Pitta najbardziej traci w porównaniu z książką - jest postacią zdecydowanie zbyt jednowymiarową. Klaudia, w interpretacji Kirsten Dunst, w swoim dzikim, dynamicznym i porywczym zachowaniu odbiega także od wizerunku wyciszonej, uważnej, tajemniczej i stoickiej wampirelli z książki. Z kolei Armand Antonia Banderasa nawiązuje wprost do obrazu wampira tradycyjnego: trochę stereotypowego, a trochę manierycznego. Sam dobór aktora, jego wiek, teatralne zaplecze i interpretacja złożyły się na fakt, że Armand z filmu niewiele ma wspólnego z pierwowzorem, jednak mimo tego jest świetnie pomyślaną i zagraną postacią.

Louis jest narratorem i głównym bohaterem tak książki jak i filmu, jednak w scenariuszu jego postać została potraktowana po macoszemu i co gorsze wypaczona w porównaniu z powieścią. Oczywiście jest to błąd, ale tylko błąd adaptacyjny, gdyż w kontekście filmu absolutnie się tego nie zauważa. Spory dysonans pojawia się dopiero w zestawieniu z pierwowzorem. Scenarzyści postawili na iście werterowskie ujęcie tej postaci, czyli uwypuklili, a właściwie uczynili jedynym przedmiotem interpretacji, motyw cierpienia i bólu. Motyw ten jest dość atrakcyjny 'per se' bo ukazanie jednostki w ten sposób to wyzwanie i dla autorów filmu, i dla aktora. Jeżeli jednak postać zostanie odarta z wszystkich tych cech które nadają jej siłę i wyrazistość, to samo cierpienie sprawi, że bohater robi się po prostu płytki, płaski i nudny.

Jeżeli przyjrzymy się książce, z łatwością zobaczymy jakie atuty Louisa zostały mu odebrane: inteligencja, wiedza, erudycja, duma, godność, specyficzna etyka. Słabo ukazany został także, tak typowy dla tej postaci, niepokój, wewnętrzna walka, bunt, gniew i złość. Najwyraźniej widać to na przykładzie dialogów pomiędzy Louisem a Lestatem albo Louisem i Klaudią. Louis nie potrafi odpowiedzieć na ich argumenty w żaden sensowny sposób ani nawet się nie stara. Lestat wygłasza kazania filozoficzne, Klaudia atakuje zawzięcie, a Louis z filmu potrafi tylko słuchać i się przyglądać. W książce Louis miał zawsze dużo (niektórzy twierdzą nawet, że za dużo:)) do powiedzenia. Ba! lwia część całej filozofii Wywiadu z wampirem jest włożona w jego usta. To on jest dla nas przewodnikiem, mentorem i nauczycielem, on staje się tragicznym autorytetem dla dziennikarza podczas wywiadu i to jego słów słuchamy kiedy czytamy tę książkę. To on nas uwodzi (NIE Lestat), potrafi utrzymać w tej fascynacji i to on jest siłą napędową powieści. Tak, Louis jest z pewnością postacią tragiczną i przegraną, ale jego tragizm i upadek można przyrównać do tragizmu bohaterów szekspirowskich, którzy fascynowali i do dziś fascynują czytelników swoją skomplikowaną, złożoną naturą.
W filmie postać ta funkcjonuje trochę na tle innych, które w porównaniu z głównym bohaterem wydają się być bardzo wyraziste, ekspresyjne i przez to atrakcyjne: Lestat uwodzi nas swoim urokiem i urodą; Klaudia jest władcza i dynamiczna, co daje złudzenie siły; Armand z niewinnie wyglądającego chłopczyka przeobraża się w silnego, dojrzałego i charyzmatycznego przywódcę wampirów, a dziennikarz już nie jest zlęknionym dzieckiem z fascynacją i bojaźnią patrzącym na Louisa, a pewnym siebie sceptykiem, obdarzonym fantazyjnym poczuciem humoru i dystansem do wysłuchiwanej historii.

Drugim problemem, jeśli chodzi o sposób przedstawienia Louisa w filmie, jest interpretacja aktorska. Brad Pitt jest to dość dobry, a w niektórych rolach bardzo dobry i charyzmatyczny aktor, ale role delikatnych melancholików czy romantycznych szaleńców po prostu mu nie leżą. Dowodem tego jest , obok Wywiadu z wampirem, film Wichry Namiętności, gdzie Pitt gra postać bardzo podobną do bohatera filmu Jordana. Główną wadą jego gry jest jednostajność mimiki, monotonia głosu, statyczność przedstawianego charakteru i powolność ruchów. W efekcie jego Louis snuje się po ekranie jak cień samego siebie i w pewnym momencie zaczyna mocno irytować widza, tak że ten ma ochotę podejść i przysłowiowo dać postaci 'w pysk'. Zgadzam się, że sam Pitt wnosi wiele melodramatycznego nastroju swoją oszczędną, by nie rzecz somnambuliczną grą, ale sam nastrój nie wystarczy. Przecież Louis przechodził przemiany duchowe, miał w swoim wampirzym życiu kilka zwrotów, a efektów tych przemian w zachowaniu Pitta po prostu nie widać. Wydaje mi się, że aktor z niechęcią podszedł do roli, a swojego bohatera po prostu nie lubi, a już na pewno nie rozumie, dlatego głębię interpretacyjną zastąpił zestawem środków wyrazu, charakterystycznym dla tego typu postaci.
Jednak, żeby oddać Pittowi sprawiedliwość, trzeba powiedzieć, że zagrał niektóre sceny niepowtarzalnie i to one sprawiają, że jego kreacja jest jednak zasługująca na uwagę. Mówię tu o wszystkich scenach pełnych dynamiki: podpalenie plantacji, zemsta na wampirach w Teatrze, potyczki z Lestatem etc. Druga połowa filmu jest w wykonaniu Brada jednak lepsza, bardziej wyrazista i zbliżona do książkowego oryginału. Wszystkie sceny od stworzenia Madeleine, a zwłaszcza ta gdy Louis odchodzi od Armanda z podniesioną głową i ukłonem pełnym kurtuazji; tudzież kiedy odwiedza zabiedzonego Lestata, ukazują nam wreszcie przemianę bohatera, który objawia moc swojego charakteru, swoją siłę, godność, a w końcu stoicką niemal bezduszność.

Tę rolę ratuje jednak sam film, a ściśle jego struktura. W układzie całościowym pittowy Louis prawie idealnie współgra z nastrojem filmu i innymi bohaterami, co jest zapewne zasługą reżysera. Dzięki umiejętnemu rozmieszczeniu akcentów dramatycznych, środek ciężkości filmu nie spoczywa tylko na głównym bohaterze (jak było w powieści), ale równomiernie rozkłada się na poszczególne elementy i kreacje aktorskie, nawet te z drugiego planu. Wydaje mi się też, że zmiany w charakterach postaci tak Louisa jak i Lestata mają w założeniu przybliżyć i uwypuklić różnice między tymi bohaterami, wzmocnić efekt kontrastu, uplastycznić słowo w obrazie. Ponieważ metoda ta osiągnęła skutek i równowaga filmu nie została przez to naruszona, zatem i aktor, i scenarzyści, i reżyser są usprawiedliwieni.

Chociaż rola Brada Pitta jest z pewnością rolą pierwszoplanową to zdecydowanie zostaje zepchnięta w cień przez wielkoformatową gwiazdę Toma Cruise'a. Ponieważ z obsadzeniem roli Lestata były kłopoty, a sam wybór Cruise'a budził sprzeczne emocje i wywołał falę krytyki pod adresem twórców filmu, należy chyba tylko podziwiać tego aktora, że udało mu się zagrać tak trudną i nietypową dla niego rolę, w tak koncertowy sposób, przy tak niesprzyjających okolicznościach. Rolę Lestata Cruise musiał sobie wywalczyć i cały wkład pracy, jaką poświęcił na budowanie tej postaci, widać doskonale na ekranie. Jest to praktycznie jedno z najlepszych ekranowych wcieleń tego aktora, w którym dokonuje on trzech rzeczy prawie niemożliwych: przechodzi sam siebie, jeśli chodzi o rozwój umiejętności aktorskich i udowadnia mimo wszystko, że świetnym aktorem być potrafi (jeśli naprawdę chce). Praktycznie narzuca widzowi swoją interpretację Lestata, tak że w gruncie rzeczy nie potrafimy oddzielić aktora od odgrywanej przez niego postaci. I w końcu ucieka tym samym od utartego schematu ról, jakie grywał w przeszłości: trochę cwaniaczkowatych, ale poczciwych i miłych amerykańskich złotych chłopców. Tom Cruise ma jeszcze jedną cudowną właściwość: kiedy się pojawia na ekranie potrafi skupić na sobie uwagę widza i utrzymać go w napięciu. Po prostu posiada olbrzymi magnetyzm i charyzmę, właściwą dla gwiazd filmu, a podobną do tej, jaką posiadać powinien grany przez niego wampir. Także głównie dzięki temu aktorowi sam film jest wciągający, gdyż nasza uwaga mimowolnie dryfuje w stronę tajemniczego, blondwłosego arystokraty. Kiedy Lestat znika z ekranu, mamy wrażenie, że akcja i napięcie w filmie 'siadają', aż do momentu gdy wprowadzona zostaje postać Armanda.

Tom gra o wiele bardziej ekspresyjnie niż w swoich wcześniejszych rolach (wyjąwszy może tylko Urodzonego 4 lipca). Jeśli chodzi o ukazanie dynamiki postaci nie można mu nic zarzucić: jego mimika zmienia się praktycznie w każdym ujęciu, podobnie jak intonacja głosu. Dodatkowo zwraca uwagę widza ciekawa gestykulacja tego aktora; szeroka, żywiołowa, ale też, kiedy trzeba, dystyngowana, wyrafinowana. Cruise świetnie czuje się w kostiumie, co dokładnie widać w zestawieniu z Bradem Pittem, który chyba nie mógł się odnaleźć w świecie osiemnastowiecznego High Life'u. Cruise paraduje zaś w tych wszystkich żabotach, koronkach, frakach i pończochach, jak rasowy dandys z lekką nutką fircykowatości. Można odnieść wrażenie, że momentami Tom lekko 'miota się po ekranie', chodzi tu jednak o szerokość interpretacji tej postaci np. w scenie tańca, w scenie kłótni z Louisem, pożaru plantacji itp.

Jak już wcześniej napisałam, Lestat Cruise'a jest taką postacią, jakiej sama Rice nigdy nie wymyśliła i po dokładnym przyjrzeniu się tej roli, odkryjemy, że w porównaniu z książką wiele zyskuje. Cały scenariusz wydaje się być pisany trochę pod postać Cruise'a, a co za tym idzie Lestat jawi się jako osobowość znacznie bardziej sympatyczna niż w pierwszej części Kronik. Niektórzy sądzą, że ma to związek z faktem, jakoby Cruise budował swoją rolę w oparciu także o drugą część sagi, czyli Wampira Lestata, gdzie mamy ukazaną osobowość tego bohatera. Ja jednak myślę, że chodzi tu o coś innego, bo Lestat Toma Cruise'a, w żaden sposób nie przypomina także bohatera WL. Kluczem do interpretacji filmowej tej postaci jest chyba coś, czego zabrakło książkowemu bohaterowi: ogłada, wyrafinowanie, salonowe maniery i libertyński sposób bycia. Lestat z filmu Jordana jest jednak, podobnie jak w książce, czarnym charakterem (jak zresztą dobrze zauważyli panowie Z. Kałużyński i T. Raczek, wszyscy wampirzy bohaterowie tej opowieści są czarnymi charakterami), ale to złoczyńca z klasą, której powieściowemu Lestatowi wyraźnie brakowało. To taki typ słodkiego drania, którego się uwielbia, a jednocześnie nie znosi: uwodzicielski, szarmancki, dowcipny i dający jakiś cień nadziei, że jednak nie jest tak straszny jak go malują. Ta rola podobna jest do dokonań Malkovicha w Niebezpiecznych związkach, czy Mary Reily albo Geoffreya Rusha w Zatrutym Piórze. Lestat Cruise'a nie jest więc wulgarnym cholerykiem, znanym z kart książki, ale inne aspekty jego charakteru całkowicie się z nią pokrywają: czarny humor, żywiołowość, napady niepohamowanej wściekłości, trudność we współżyciu i ten niezwykły urok. Lestat się nie usprawiedliwia i nie tłumaczy, wydaje się być zadowolony z tego, kim jest i co robi. Nie dręczą go wyrzuty sumienia, ale samotność i strach przed byciem samotnym, co Cruise świetnie sygnalizuje w kilku krótkich, ale znaczących scenach czy ujęciach. Są bowiem takie momenty, kiedy aktor daje nam wyraźnie do zrozumienia, że Lestat skrywa jakąś tajemnicę, jest obciążony jakimś kompleksem, co usilnie stara się ukryć pod maską niefrasobliwej niegodziwości i cynizmu. Na całe szczęście tajemnica Lestata nie zostaje ujawniona, a on sam do końca pozostaje sobą. Wybielanie na siłę tej postaci skutecznie by ją pogrążyło, sprawiłoby, że stałaby się nijaka, a jej motywacje kompletnie niezrozumiałe.

Cruise i reżyser z tego galimatiasu lestatowej osobowości (która wszak ewoluuje na przestrzeni conajmniej 4 pierwszych Kronik) wychodzą obronną ręką, pozostając jednocześnie wiernymi bohaterowi z powieści i dodając do tego prawdziwie arystokratyczny i libertyński pierwiastek, co w rezultacie daje nam zupełnie nową jakość. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Lestat Toma Cruise'a jest ciekawszą postacią niż jego książkowy odpowiednik, ale ocenę tego zostawmy każdemu widzowi z osobna.

Klaudia, to trzeba przyznać, jedna z najoryginalniejszych i najniezwyklejszych postaci, jakie pojawiły się w literaturze. Kobieta o ciele dziewczynki, z jednej strony zaznająca wiecznej goryczy niespełnionego człowieczeństwa i niespełnionej kobiecości, a z drugiej strony żądna władzy, dominacji, perfidna, okrutna i mściwa manipulatorka. Klaudia jest postacią tragiczną, przy czym jej tragizm można przyrównać do szaleństwa szekspirowskiej Ofelii czy Lady Macbeth. Zagranie takiej postaci to wyczyn niebylejaki. I co bardziej zaskakujące, dziesięcioletnia wtedy Kirsten Dunst świetnie poradziła sobie z tą rolą, interpretując ją nieco inaczej, niż wynikało to z pierwowzoru, ale pokazując bardzo wiarygodnie dwie cechy osobowości Klaudii: jej dziecięcość i dojrzałość. Z jednej strony jest więc Klaudia Dunst małą, wredną, upartą i zepsutą dziewczynką, która domaga się ludzkiej krwi, z takim samym zacięciem, z jakim ludzkie dzieci domagają się słodyczy lub nowych zabawek. W kolejnej odsłonie wciela się nieomal w rolę zbuntowanej nastolatki, furiatki, pałającej żądzą zemsty, ale także...uwodzicielki. Wreszcie w końcowych scenach Dunst pokazuje Klaudię kobiecą, tragiczną, sfrustrowaną , ale rozważną, świadomą i dojrzałą.

Książkowa Klaudia jest jednak postacią dziwnie stoicką, spokojną i opanowaną, skrywającą swoje prawdziwe myśli i uczucia, doskonale je kontrolującą. W interpretacji Dunst bohaterka ta nabiera znacznej dynamiki, staje się ekspresyjna, a przez to bardziej filmowa, ale też może mniej tajemnicza. Tak więc znów mamy tu do czynienia z zupełnie nową jakością, kreacją aktorską, powstałą na podwalinach powieściowych, która jednak cechuje się oryginalnym wkładem samej odtwórczyni i reżysera. Sceny kiedy mała wampirzyca uwodzi Louisa w białej, koronkowej sukni, a potem Lestata w atłasowych pantofelkach to moje ulubione momenty w jej wykonaniu. Sądzę, że Dunst zasługiwała na poważną nagrodę filmową, jednak wciąż jeszcze horror jako gatunek jest lekceważony przez środowiska krytyków i Akademię.

Dobór aktora do postaci Armanda, czterystuletniego wampira o wyglądzie nastolatka, wzbudzał najwięcej kontrowersji wśród fanów Kronik, albowiem na pierwszy rzut oka jest to wybór kompletnie chybiony. Antonio Banderas to popularny aktor hiszpański, który w 1994 roku stawiał dopiero pierwsze kroki w Hollywood i to dzięki między innymi Wywiadowi z wampirem stał się gwiazdą także kina amerykańskiego. Banderas, wówczas grubo po 30-stce zupełnie nie pasował z wyglądu do eterycznego, cherubinkowatego, kasztanowłosego i pięknookiego młodzieńca, jakim powinien być Armand. Także charakter tego bohatera uległ zmianie. Armand jest postacią niejednoznaczną, chytrą i podstępną, ale pełną uroku i tajemnicy. Uwodzi samym swoim wyglądem, swoją chłopięcą delikatnością i nieomalże kobiecym wdziękiem, zza którego przebija wiekowa mądrość.

Postać, grana przez Banderasa to zupełnie inny bohater. To typ prawdziwego mentora, zdawałoby się wampira doświadczonego i mądrego, ale charyzmatycznego dzięki ewidentnie męskiej sile, zdecydowaniu i manieryczności. Wampir Banderasa tak naprawdę sięga swoim rodowodem i do średniowiecza, i do tradycyjnego obrazu tych stworzeń w kulturze: to postać pokroju Draculi, wampir bardziej tradycyjny, mocno wyróżniający się z tłumu, także poprzez wygląd i dziwaczny sposób bycia, podobnie jak Nosferatu w filmach Muranaua i Herzoga. Jest więc Armand mentorem, jest liderem, przywódcą, ma władzę i wzbudza respekt pośród wampirów z Teatru, ale pozostaje przy tym aktorem. Wydaje się, że tą właśnie teatralność przenosi Banderas w całości na postać, którą odgrywa. Nie tylko bowiem na deskach Teatru Wampirów jest Armand świetnym graczem, ale także poza sceną staje się istotą stale kreującą swój wizerunek, ubierającą różne maski, aby osiągnąć swój cel. To, co odróżnia Banderasa wśród pozostałych aktorów, grających wampiry, to zdecydowanie jego teatralne przygotowanie, pozwalające mu doskonale zbudować tę postać, przy wykorzystaniu ekspresyjnych i manierycznych środków wyrazu. Pewna doza sztuczności i przesady w jego zachowaniu, sposobie mówienia, ruchach i charakteryzacji umożliwia wyodrębnienie tej postać na tle typowo rice'owych bohaterów, którzy poprzez swoją naturalność łamią archetyp wampira. Banderas, ale także reszta trupy teatralnej, ze szczególnym uwzględnieniem roli Stephena Rea, to właśnie taka nić łącząca nowoczesny wizerunek krwiopijcy z ujęciem bardziej tradycyjnym, ale także w owej tradycyjności nieco groteskowym.

Czy wybór reżysera był więc słuszny? Można dyskutować, ale według mnie tak, bowiem Banderas stworzył fenomenalną postać, mimo że niewiele ma ona wspólnego z książką. Zastąpił tym samym Toma Cruise'a jako główną siłę napędową filmu, stwarzając świetną przeciwwagę dla roli Brada Pitta.
Wybór Banderasa usprawiedliwiony jest też funkcją, jaką spełnia Armand. Jako ten starszy wampir- tradycjonalista jest odpowiednią osobą, od której główny bohater mógłby się uczyć, a jednocześnie stwarza właściwy filmowy kontrast dla rozchwianych emocjonalnie i bardziej naturalnych wampirów z Ameryki. Zaryzykuję stwierdzenie, że Armand w wykonaniu Banderasa jest najbardziej wampirzy ze wszystkich bohaterów tego filmu, bowiem przypomina nam stare dobre czasy i postacie stworzone przez Maxa Schrecka, Klausa Kinskiego czy Belę Lugosiego. Jeszcze raz sprawdza się zasada, że aby zagrać wampira konieczne jest umiejętne dozowanie teatralnej sztuczności i przesady. Wampir może być jednym z nas, ale musi przy tym pozostać niepowtarzalny, demoniczny, wreszcie metafizyczny i mityczny, i myślę, że ta sztuka udała się Banderasowi w stu procentach, a Armand to jedna z jego najlepszych ról.


Świat przedstawiony

Film Jordana, pomimo znacznych odstępstw od pierwowzoru, oddaje ducha powieści Rice z niesłychanym pietyzmem. Dzieje się tak właśnie dzięki wszystkim tym elementom, kreującym filmowy świat Wywiadu z wampirem, który doskonale współgra z klimatem i nastrojem powieści, od wyboru plenerów zaczynając, a na charakteryzacji wampirów kończąc.

Stylistyka Wywiadu z wampirem oscyluje pomiędzy typowym dla wczesnych horrorów gotykiem, a bogactwem barokowych form, co najłatwiej można zauważyć na przykładzie scenografii autorstwa znakomitego Dantego Ferretiego. Wszystkie plenery bowiem to pejzaż zdecydowanie gotycki, mroczny, posępny, zasnuty mgłą. Nie jest to co prawda gotyk znany chociażby z Draculi czy Frankensteina, bo i miejsce akcji jest inne. Ponurym, zimnym i wietrznym europejskim krajobrazom przeciwstawiony został klimat Nowego Orleanu i amerykańskiego Południa u schyłku XVIII wieku. Dzikość luizjańskich bagien, wspaniałe rezydencje bogatych plantatorów, niewolnicy i ich tajemnicze obrzędy, czary i voodoo, a także, jak słusznie zauważyła Anne Rice, pewna doza klimatu filmów pirackich, sprawiają, że Wywiad z wampirem bardziej przypomina mroczną wersję Przeminęło z wiatrem, niż typowy gotycki horror. Jest w nim stale obecna egzotyka błotnistych ulic, mchu otulającego konary wielkich dębów, skleconych naprędce tawern, pełnych najprzeróżniejszych szumowin, hazardzistów, oszustów i prostytutek. Klimat i nastrój filmu jest także zasługą świetnych zdjęć, w których Philippe Rousselot połączył tradycyjną pracę kamery i techniki eksperymentalne (oświetlenie planu przy pomocy chińskich lampionów), co dało ciekawy efekt delikatnego ziarna, które sztucznie postarza taśmę filmową i jest doskonałym sposobem na wprowadzenie widza w świat czasów minionych, odległych.

Z tym światem zewnętrznym wyraźnie kontrastują zdjęcia wnętrz: bogate, barokowe, pełne złota, oświetlane płomieniami świec z licznych kandelabrów, tworzą niezapomniany obraz bogactwa, stylu i wyrafinowania. Doskonale prezentuje się zarówno kolonialny dom Louisa, jak i wdowy St.Clair, a także apartamentów w Nowym Orleanie, w których mieszkała upiorna rodzina. W ogóle większość filmu jest utrzymana w nietypowej dla opowieści o wampirach kolorystyce: dominują tu kolory sepii, ciepłe brązy, czerwień i złoto. Brak jest natomiast w Wywiadzie z wampirem tak wszechobecnego we współczesnych filmach zimnego, industrialnego błękitu.

Kiedy akcja filmu przenosi się na kontynent europejski całość nabiera posmaku atmosfery fin de sciecle. Paryskie ulice, także mroczne, ale fotografowane w zdecydowanie chłodniejszych odcieniach, pełne gotyckich i klasycznych budowli kontrastują znowu z wybujałym barokiem wnętrz hotelu, w którym zatrzymali się Louis z Klaudią. Ciekawym rozwiązaniem jest wizualizacja słynnego Teatru Wampirów. Scenograf nie trzymał się tym razem książkowego opisu, ale sam teatr umieścił w murach gotyckiego kościoła, podobnie stylizując wnętrza, co świetnie widać na przykładzie podziemnych katakumb, w których kryją się za dnia wampiry-aktorzy.

Ze scenografią idealnie współgrają kostiumy, będące jednocześnie jednymi z najbardziej przemyślanych i najpiękniejszych ubiorów szytych na potrzeby filmu. Sandy Powell, która lubuje się w kostiumach historycznych (Elizabeth, Orlando), ale także w dziwnych, przerysowanych, fantazyjnych i pełnych splendoru strojach (The Velvet Goldmine), stworzyła swoisty kod ubioru, współgrający z psychologią poszczególnych postaci. Zdecydowanie najpiękniejsze i najbogatsze są stroje Lestata, jako wampira estety, znanego z tego, iż lubował się on w rzeczach pięknych, drogich, szlachetnych, ozdobnych i błyszczących tkaninach. Ubiór Louisa, głównego bohatera, jest znacznie skromniejszy i także pod tym względem jego postać pozostaje w cieniu Lestata. Ciemne brązy czy stonowane kolory sepii pasują jednak do jego poważnego charakteru. W ogóle kostiumy tych dwóch antagonistów są zarazem odzwierciedleniem dwóch epok, do których bohaterowie ci przynależą. Stroje Lestata to głównie rokoko, zaś Louis ubiera się w stylu iście byronicznym. Suknie Klaudii świetnie obrazują zmieniające się czasy i style w modzie: od Empire do epoki turniury. Z kolei stroje Armanda są, jak przystało na tę postać, ekscentryczne. Nie przypominają żadnego znanego z epoki kroju i fasonu. W swojej stylistyce nawiązują nieco do średniowiecza, ale najbliżej im to fantazyjnych kostiumów teatralnych, lub jeszcze lepiej- operowych.

Efekty specjalne, za które odpowiedzialny był Stan Winston, porażają swoją... skromnością. Pod tym względem Wywiad z wampirem nie jest tak przeładowany jak na przykład Dracula F. F. Coppoli, gdzie metamorfozy głównego bohatera i mocno wystylizowana charakteryzacja były atrakcją samą w sobie. Wywiad z wampirem jest filmem dużo naturalniejszym, stąd większość tricków filmowych to proste środki, np. ponadnaturalna szybkość wampirów ukazana została tylko i wyłącznie poprzez gwałtowne montażowe cięcie. Brak tu wydumanych pomysłów, które tylko rozśmieszają publiczność (por. 'ruch poklatkowy' w Królowej potępionych jako symulacja wampirzej prędkości). Wszystkie zatem efekty specjalne są prawie niezauważalne dla widza. Wyjątkiem są tu sceny: przemiany Louisa, kiedy krew wokół jego ust w 'magiczny' sposób znika; przemiany Klaudii, kiedy jej włosy skręcają się w loki i śmierci Lestata, kiedy jego ciało w gwałtownym tempie 'wysusza' się. Każda z tych scen jest natomiast świetnie dopracowana, dzięki zastosowaniu modeli pneumatycznych, odpowiedniej charakteryzacji i mozolnemu filmowaniu klatka po klatce. Na uwagę widza zasługują także takie momenty jak otwierający oczy nagrobny posąg anioła, charakteryzacja Lestata po nieudanym zamachu na jego życie, czy śmierć Klaudii i Madeleine w promieniach wschodzącego słońca. Twórcy odeszli tu od stereotypowej agonii wampira, kiedy jego ciało topi się jak wosk, lub zwyczajnie zajmuje ogniem, pokazując za to ciekawy efekt, gdzie skóra w kontakcie ze światłem natychmiastowo odparowuje, zmieniając się w popiół.

Także sam pomysł na wygląd wampirów daleki jest od stereotypów. Wampiry nie zmieniają się w zwierzęta czy inne bestie, ich wygląd nie jest więc demoniczny. Będąc jednak istotami mitycznymi musiały się czymś wśród ludzi wyróżniać. Ponieważ twórcom nie udało się osiągnąć takiego wyglądu wampirów, jak ich opisała Anne Rice, sam makijaż bazuje na prostym efekcie - prześwitujących spod bladej skóry żył. Spojrzenie upiorów zostało wzmocnione dzięki specjalnie dobieranym zestawom szkieł kontaktowych (od tego czasu wykorzystuje je prawie każdy film o tej tematyce), a zęby zaostrzone dzięki specjalnym nakładkom. Same wampirze kły są jednak i mniej widoczne, i bardziej dyskretne niż w typowych filmach tego gatunku.

Wydaje się więc, że cechą Wywiadu z wampirem jest jego naturalność, duża doza realizmu, nieobecna w innych tego typu produkcjach. Nie jest jednak film Jordana obrazem całkowicie naturalnym, daleko mu chociażby do Zagadki nieśmiertelności Tonny'ego Scotta czy Martina Georga Romero. Reżyser i cała ekipa twórców dołożyli starań, by przy całym realizmie wykreowanego świata opowieść ta pozostawała jednak w sferze fantastyki, dodatkowo pięknie zilustrowanej dzięki kostiumom, scenografii, zdjęciom i efektom specjalnym.

Całości obrazu dopełnia muzyka, skomponowana przez Elliota Goldentahala. Jest to doskonała ścieżka ilustracyjna, idealnie współgrająca z obrazem. Utwory dynamiczne i żywiołowe, znamionujące typowy goldethalowski styl, właściwy bardziej horrorom niż dramatom, przeplatają się z lirycznymi, melancholijnymi i smutnymi kompozycjami, które chyba bardziej niż cała reszta współgrają ze stanem ducha głównego bohatera. Muzyka Goldenthala nie jest zbyt mocno wystylizowana. Echa dawnych czasów pobrzmiewają w Lestat's Recitative, gdzie słyszymy dźwięki klawesynu, w Santiago's Waltz, czy niemalże średniowiecznym w swej strukturze hymnie: Libera me, otwierającym film. Nadmienić jednak pragnę, że dla mnie osobiście muzyka do Wywiadu z wampirem, choć idealnie dobrana do filmu, wypada znacznie słabiej słuchana osobno. Mam pewne zastrzeżenia i do stylu, i do kompozycji niektórych utworów, ale to już moje 'widzimisię'. Obok muzyki oryginalnej w filmie usłyszymy kilka wstawek z klasyki (Haendel, Haydn, Soler), które nadają całości stylowy posmak, oraz cover diabolicznej i żywiołowej piosenki Sympathy for the devil w wykonaniu, bardzo popularnego w latach '90, zespołu Guns'n'Roses. Utwór to tak dynamiczny i przebojowy jak i sam bohater, który powraca w ostatniej scenie filmu.


Zakończenie

Podsumowując, można zauważyć, że adaptacja Jordana trzyma się dość wiernie szkieletu wydarzeń z powieści, odzwierciedla zasadniczo charaktery jej bohaterów i niemal ze stuprocentowym wyczuciem chwyta klimat i nastrój książki. Nie uświadczymy w filmie jakichś drastycznych przeskoków fabularnych, czy szokującej zmiany wydarzeń, które to wywróciłyby świat Anne Rice do góry nogami (vide Królowa potępionych).

Jednak reżyser wykorzystuje prawo do własnej interpretacji, zmieniając układ czy nawet wymowę niektórych scen, dokonując koniecznych cięć, skrótów i uproszczeń, które jednak, misternie zaaranżowane, nie naruszają konstrukcji całości, a często ją wzbogacają, nadając nowe znaczenie. Wywiad z wampirem jest więc w znacznej mierze wizją Neila Jordana, a nie podręcznikową adaptacją powieści Rice i należy pamiętać o tym, oglądając ten film.